Tytuł: |
To nie grzech |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1965 |
Co mogą mieć wspólnego Krzysztof Sadowski i Czerwono-Czarni? Rasowy polski jazzman i młodzieżowy zespół, w którym byli i śpiewający Cygan Michaj_Wasil_(Michaj_Burano) i wykonawca kowbojskich piosenek Toni Keczer. Czy istniała jakaś wspólna płaszczyzna dla tych dwóch odległych muzycznych światów? Otóż istniała i sprowadziła je nie tyle do rozmiarów mezaliansu, ile legalnego, choć krótkotrwałego związku, który wydał wcale udane „potomstwo”.
Owa „płaszczyzna” nazywała się Roman Waschko. To był na początku lat sześćdziesiątych, obok Franciszka Walickiego, jeden z zagorzałych propagatorów rock and rolla, ale przede wszystkim jazzu, w Polsce. Nic więc dziwnego, że znał Krzysztofa Sadowskiego, który od 1957 r. ze swoim zespołem Modern Combo, a potem z takimi muzykami jak Zbigniew Namysłowski i Michał Urbaniak skupionymi w Jazz Rockers, wyraźnie „mieszał” na jazzowej scenie. Piszę tak obszernie o „jazzowości” Krzysztofa Sadowskiego, bowiem to co nastąpiło w 1961 r. było tyleż zadziwiające co niespodziewane.
Oto bowiem w warszawskiej restauracji „Kongresowa”, tej w Pałacu Kultury z fontanną na środku parkietu, pojawili się Czerwono-Czarni. Był karnawał, a do tego występy zapowiadały się sensacyjnie. Po pierwsze to miała być premiera zawodowego rock and rolla w stolicy, po drugie zespół miał grać bez przerwy, przez trzy godziny (od 17 do 20) co było ewenementem w ówczesnej „gastronomicznej” rozrywce. No i któregoś dnia…
Zadzwonił do mnie Roman Waschko, opowiada Krzysztof Sadowski. Prosi, błaga niemalże, żebym natychmiast przyjechał do „Kongresowej” na próbę, bowiem Czerwono-Czarni poszukują pianisty. Od dziś. Oczywiście, wzbraniałem się jak mogłem, choć trudno mi było odmawiać Waschce. Ten jednak przekonywał, że oni w większości grają bluesy, a ja jako jazzman nie powinienem „brzydzić się” tym gatunkiem i że z pewnością dam sobie radę. Rzeczywiście nie obowiązywało jeszcze wtedy hasło Franciszka Walickiego „polska młodzież śpiewa polskie piosenki”, toteż większość repertuaru to były właśnie utwory oparte na trzech akordach, czyli dla mnie łatwizna. Te wszystkie piosenki Elvisa, Chucka Berry, czy Jerry Lee Lewisa. Tego samego wieczoru zostałem członkiem Czerwono-Czarnych. Pamiętam tylko, że musiałam grać... cicho, bowiem fortepian zagłuszał inne instrumenty.
W sumie zespół bawił stołeczną publiczność przez trzy miesiące, po czym nie przedłużono mu umowy motywując to... zbyt dużą frekwencją (sic!). Po tym czasie grupa wyruszyła w trasę, a Sadowski musiał zostać w Warszawie i wrócił do swoich jazzowych obowiązków.
Niemniej nawiązane przyjaźnie miały się przydać w przyszłości. Czerwono-Czarni zmienili repertuar i skład, pojawiły się śpiewające dziewczyny – Karin Stanek i Kasia Sobczyk i pierwsze przeboje pisane przez polskich twórców. W Polskim Radio zaś zaczęto nadawać audycję zatytułowaną „Piosenki od ręki”.
Pomysł polegał na tym – mówi Krzysztof Sadowski, że autorzy brali jakiś tytuł z porannej prasy i umieszczali go w tekstach. Te dostawali kompozytorzy (chyba nawet przypadkowo losowani) i na wieczór, a może nawet w trakcie audycji, piosenka była gotowa. Zgromadziło się spore grono twórców: Mateusz Święcicki, Jerzy Abratowski, Marek Sart, spółka Choiński-Gałkowski, Andrzej Kudelski. I właśnie ten ostatni przypadł mi do pary przy piosence zatytułowanej „To nie grzech”. Usiadłem do fortepianu i chyba w ciągu nie więcej niż trzech minut napisałem melodię. Jakoś tak do dziś mi się wydaje, że wzorowałem się na amerykańskich standardach. No w każdym razie to musiała być prosta melodia, bowiem od razu była wykonywana i nie było czasu na długie próby. Pamiętam, że podczas pierwszej emisji akompaniowałem na fortepianie, ale kto był pierwszym wykonawcą tej piosenki? Dziś już nie odpowiem. W każdym razie Andrzej Kudelski mówi, że to jest materiał na szlagier, że szkoda tego na jednorazowe odtworzenie w radio (bo to były przecież piosenki „jednorazowego użytku” – przyp. red.) i żeby to nagrał ktoś popularny.
I wtedy, mimo, że Krzysztof Sadowski (w rozmowie z Markiem Gaszyńskim) twierdził, że Środowisko jazzowe lekceważyło tę młodzież rock and rollową, uważaliśmy, że w sensie muzycznym są to amatorzy, a w tamtym czasie, czyli w 1965 r. on sam był już prominentnym przedstawicielem tego środowiska, udał się do swoich dawnych kolegów z Czerwono-Czarnych, żeby zaproponować swoją piosenkę. Pasowała jak ulał do Kasi Sobczyk, dziewczęcej, pogodnej, popularnej już dzięki O mnie się nie martw czy Nie bądź taki Szybki Bill. No i teraz do zestawu młodzieżowych odzywek trafiała następna: „osiemnaście mieć lat, to nie grzech”[2], [3].
1. |
Sadowski Krzysztof, Kudelski Andrzej, To nie grzech, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1965, s. 2, 3. |
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.