I love you do bólu

Zgłoszenie do artykułu: I love you do bólu

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

I love you do bólu

Autor słów:

Chojnacki, Robert

Autor muzyki:

Chojnacki, Robert

Data powstania:

1997

Informacje

W połowie lat dziewięćdziesiątych popularne było takie powiedzonko, jak mówiła młodzież, „odzywka”, niby rymowana angielsko-polska zbitka I love you do bólu. A, że jak mówi stara prawda pomysły leżą na ulicy, odzywka ta posłużyła Robertowi Chojnackiemu jako kanwa do napisania miłego przeboju, który miał otworzyć kolejny rozdział jego artystycznego życia.

Przypomnijmy: Chojnacki, saksofonista i kompozytor był członkiem zespołu DeMono. Pisał piosenki raczej do szuflady, bowiem zespół uważał, że są zbyt „gładkie” jak na rockowe granie. Chodził po wytwórniach, gdzie odprawiano go z kwitkiem. Zaryzykować postanowił Ryszard Adamus, współwłaściciel małej firmy fonograficznej ARA. Powstał problem ze znalezieniem wokalisty. Adamus wiedział, że do pełnego sukcesu potrzebny byłby miły, ładny chłopak, taki, w którym podkochują się dziewczyny z sąsiedztwa. Wybór padł na solistę mało wtedy znanego wokalistę zespołu Mafia, Andrzeja Piasecznego. Nie dość, że wyglądał, to jeszcze dobrze śpiewał i w dodatku pisał teksty. „Wypożyczono” go z Mafii do nagrania jednego albumu, który okazał się komercyjnym sukcesem wszechczasów. Według oficjalnych danych sprzedano ponad 1 200 000 nośników, a przecież był jeszcze czarny rynek. Płyta Chojnacki_Robert_i_Sax_Sex_(CD)_Ara_1995 firmowana przez Chojnackiego była fenomenem, przeboje takie jak Budzikom śmierć, czy Prawie do nieba, znała cała Polska, zaś podczas koncertów fanki rzucały w stronę Piaska nie tylko pluszowe miśki, ale także intymne części garderoby. No szał.

Bilans zysków i strat był (dla Chojnackiego) następujący: zagrał kolegom z DeMono na nosie, stał się zamożnym człowiekiem i popularnym kompozytorem. Po stronie strat było spowodowane niezwykłą popularnością odejście Piaska, który mógł już wrócić do Mafii i obdzielić zespół swoją sławą. Rozstanie nie było miłe, bowiem wokalista zamiast wdzięczności za pokazanie go światu, rozpowszechniał informacje, że został przez Roberta oszukany, (jeśli już, bo to tylko plotki, to przez producenta). Zresztą tam gdzie w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze, dochodzi do burzliwych scen. Tak było i tutaj.

Tymczasem kompozytor, chcąc wykorzystać zainteresowanie, już pracował nad repertuarem na następną płytę. A tu taki cios, zostaje bez frontmana. Rozpoczęło się gwałtowne poszukiwanie następcy. Zaczęliśmy robić castingi – opowiada. Dawaliśmy ogłoszenia, że dnia takiego, a takiego w klubie, takim a takim odbędzie się przesłuchanie dla wokalistów. Interesowała się tym prasa, przychodziło wielu chętnych, ale Piaska nie tak łatwo dawało się zastąpić. Bardzo pomogła mi Ela Skrętkowska, wpuszczając na eliminacje do „Szansy na sukces”. Mijał rok, zdawałem sobie sprawę, że atmosfera wokół „Sax and sex” zaczyna stygnąć, a ja gorączkowo szukałem. Dziś myślę, że trzeba było ten materiał odłożyć nawet na parę lat i spokojnie przeczekać. Aż tu Ryszard Gloger z poznańskiego radia dzwoni i mówi, że w Studio Piosenki, którym się opiekuje jest taki chłopak, który mi się nada.

Tak pojawił się Maciek Molęda, długowłosy dwudziestolatek, wyróżniony już kiedyś w „Szansie na sukces”, dobrze śpiewający i po niewielkich korektach urody świetnie wyglądający. Zimą 1996/97 przystąpiono do nagrań. Wielkim sukcesem było pozyskanie najbardziej rasowego polskiego, rockowego gitarzysty Dariusza Kozakiewicza. Pośredniczył w akcji Wojciech Gąssowski, zaś sam, jak go nazywają Kroko, na szczęście nie narzekał wtedy na nadmiar zajęć. Dopiero za dwa lata miał zostać członkiem Perfectu.

Pisanie tekstów powierzono Wieśkowi Orłowskiemu muzykowi grupy Jak wolność to wolność. Tylko nasz dzisiejszy I love you do bólu wyszedł spod ręki Roberta Chojnackiego. „Wystękałem” ten tekst w ciągu dwudziestu minut. Dziś, kiedy go słucham, uważam, że to straszne grafomaństwo, ale po prostu to co przynosił mi Wiesiek, nie pasowało do atmosfery muzyki, którą wyobrażałem sobie jako jakiś klon tego, co zaproponował Joe Cocker, na swojej akustycznej płycie.

No właśnie, muzyka. Niezwykle atrakcyjna, wpadająca w ucho i bardzo sprytnie zaaranżowana. Z jednej strony ciężkie rockowe akordy, gitary Kozakiewicza, z drugiej leciutkie popiskiwanie fletu piccolo w wykonaniu Roberta (gram na flecie i uwielbiam jego brzmienie – powiada. Dla mnie Jethro Tull, to mistrzowskie połączenie brzmienia fletu i rocka. Udałem się do sklepu muzycznego na Placu Konstytucji i kupiłem malutki instrument yamahy. W studio zaimprowizowałem solówkę, a Darek Kozakiewicz mówi „to świetne, bierzemy to tak jak jest”).

Płyta nagrana, trzeba pomyśleć o singlu. Adamus uparł się, że pierwsze ma być I love you…, zaprzyjaźniony z zespołem szef muzyczny RMF FM Piotr Metz, ostro obstawał przy Ktoś kradnie mi czas. Adamus wszakże postawił na swoim, więc RMF singla nie grał. Za to Radio ZET, tym intensywniej. Jak to powiadają: nie ma tego złego… Tu wyszło rewelacyjnie[1].

Bibliografia

1. 

Halber, Adam
I love you do bólu, „Angora” nr 41/2013, Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2013.

2. 

http://www.angora.pl
Artykuł pochodzi z nr 41/2013.