Tytuł: |
Małpa i ja |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1984 |
Przeglądam z ciekawości muzyczne portale internetowe przeznaczone dla młodych słuchaczy. Z ciekawości, bo chce wiedzieć kto pisze? Jak pisze? No i wreszcie, o czym pisze? Przeglądam i oto widzę tekst autorstwa dziennikarki, która w czasie gdy dzieje się nasza historia ma cztery-pięć lat. A w tekście:
Bezskutecznie próbuję bronić Bajm, który odbierany jest chyba już tylko przez pryzmat „Szklanki wody” – no i szkoda. Bo mnóstwo utworów Beaty Kozidrak z wcześniejszego okresu wygrywa. „Małpa i ja” trochę przerażała mnie z jednej strony figurą małpy jako tego czegoś, co podkreśla samotność podmiotu lirycznego, przerażało mnie też super guitar solo z pogłosem, ale tak w temacie polska wokalistka z depresją, to mam wrażenie, że w 1984 r. Beata Kozidrak wyprzedziła swoje czasy. Odrętwienie przy żółtym świetle żarówki z lat 80. Za dobrze udaje, że nic się nie dzieje. Weź się w garść.
O! ho! ho! Myślę i sięgam do tej piosenki, żeby przypomnieć ją sobie i Państwu.
To było niezapomniane przeżycie, kiedy zespół BAJM (Bo tak się chyba powinno pisać te nazwę skoro powstała z pierwszych liter imion członków grupy Beaty, Andrzeja, Jarka i Marka), a więc kiedy w 1978 r. opolska publiczność zobaczyła i usłyszała kilkoro młodych ludzi, którzy z towarzyszeniem akustycznych gitar i congi wykonali taką troszkę turystyczną, troszkę harcerską piosenkę zatytułowaną „Piechotą do lata” z miejsca się zakochała. Solistką i to już pozwalającą sobie na wokalizę była zjawiskowa uczennica trzeciej klasy liceum Beata Kozidrak. To ona napisała tekst, zaś muzykę skomponował jej brat Jarosław. Piszę o tym tak obszernie by pokazać jak daleką drogę pokonał zespół przez sześć lat, jak wielka odległość dzieli ogniskową „Piechotą…” i „Małpa i ja”.
Beata miała duży talent wokalny i, co ważne, umiała go rozwijać. Jak twierdzi nie bez znacznej pomocy brata, z którym na pięterku w domu rodzinnym szlifowali swoje muzyczne pomysły. Jarek, chętnie słuchał muzyki rockowej i z satysfakcją obserwował ten rozwój, bowiem miał ambicję pisania ostrzejszych melodii, a tu pod bokiem wyrastała mu wokalistka, która tę ambicję była w stanie zrealizować. Pierwszy long play przyniósł przeboje tej miary co „Józek nie daruję ci tej nocy” i „Nie ma wody na pustyni”. To były utwory, które sama Beata określiła jako pop-rock. Skoro poszło tak dobrze Jarek postanowił jeszcze wyostrzyć brzmienie, tym bardziej, że oprócz świadomej już głosu siostry miał w zespole gitarzystę Marka Mazurka, a ten znał swój fach. W 1984 r. przygotowywano się więc do nagrania drugiego albumu, zdecydowanie bardziej rockowego. Wśród propozycji znalazła się ballada, może i trochę utrzymana w stylu grupy The Scorpions. Teraz Beata zastanawiała się jakimi uzupełnić ją słowami.
Kiedy Jarek zagrał mi te melodię – wspomina, od razu wiedziałam, że to będzie utwór ponadczasowy. Może właśnie ta świadomość, to obciążenie, sprawiło, że nic nie przychodziło mi do głowy. Nic mądrego. Wiedziałam jak to zaśpiewam, jak to wykrzyczę, ale jeszcze nie wiedziałam o czym to będzie. Najwięcej skojarzeń miałam z polityką. I pamiętam, że nadchodził czas nagrania, a tu pusta kartka. Wstałam w nocy, Andrzej (mąż – przyp. red.) spał, a ja zaparzyłam sobie bardzo mocną kawę z postanowieniem, że no trudno, zarwę noc, ale muszę coś napisać. Światło w jadalni chyba sprawiło, że Andrzej się obudził i pyta co tu robię, ja mu na to, że nie mam żadnego pomysłu a czas goni. „Zostaw te politykę – powiedział. Stan Wojenny odwołany, mamy córeczkę, jesteśmy razem, nagrywamy przeboje nigdy nie było tak dobrze jak teraz”. I to był ten impuls, zacytowałam go i rozpoczęłam od słów „Miałeś rację. Nigdy tak nie było dobrze jak teraz”. No i potem już poszło.
Tu trzeba zaznaczyć, że teksty Beaty zawsze były i są bardzo osobiste. Twierdzi, że tak jak nie umiałaby napisać niczego dla kogoś, tak nie potrafiłaby zaśpiewać słów nie swojego autorstwa. No więc dobrze jest tylko z pozoru. Mieszka w niej bowiem taka małpa, która każe jej być nieufną, i czasami dochodzi do głosu. No i w finale piosenki dochodzi. W tle nastrojowej ballady słychać głos tej małpy, która spazmatycznie wykrzykuje te same słowa, które łagodnie na pierwszym planie płyną z ust wokalistki. Bardzo to mocne i przemyślane zderzenie, a wykonanie brawurowe. Przeczucie Beaty nie zmyliło. Naprawdę napisała ponadczasowy tekst, który, nie oszukujmy się, wydrukowany na papierze, jest zbiorem słów, ale zaśpiewany… Potęgą[2]!
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |