Tytuł: |
Mrok |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1994 |
Nie wiem jak jest teraz, ale przed laty festiwal opolski był prawdziwym świętem polskiej piosenki. Tam była obecność obowiązkowa. Zarówno dla świata rozrywki, jak i nas dziennikarzy, którzy z tej rozrywki żyliśmy. Każde takie wydarzenie obrasta legendami, powraca w mniej, lub bardziej znanych anegdotach. Dziś jedna z tych mniej znanych.
Ryszard Rynkowski uważa, że jego szczęśliwą liczbą jest piątka. Zanim jednak utwierdził się w tym przekonaniu nastąpiły wydarzenia, o których Państwu opowiem. W 1979 r., jeszcze z zespołem Vox otrzymuje nagrodę w Opolu, za piosenkę „Masz w oczach dwa nieba”, dziesięć lat później, już jako solista za „Wypijmy za błędy”. Mijało następne pięciolecie, zbliżało się Opole ’94 i można było wypróbować magiczne działanie szczęśliwej liczby. Z propozycją udziału w Premierach zwrócił się do mnie Włodek Korcz, dyrektor artystyczny festiwalu – wspomina muzyk. Włodek należy do tych ludzi, którzy jeśli dadzą słowo, to jest ściana, beton. Choć wesoły i pogodny, w sprawach muzyki nie ma poczucia humoru. Miałem się o tym wkrótce przekonać. W każdym razie zgodziłem się, a on z pełną odpowiedzialnością wpisał mnie na listę.
Muzykę, zresztą niepisaną specjalnie „pod festiwalową publiczność, czy jury” dostał Jacek Cygan w celu uzupełnienia jej tekstem. Mija czas, a tekstu nie ma. Pierwszy telefon od Korcza wyglądał mniej więcej tak:
– masz już jakieś tam demo?
– nie mam, ale nie martw się Jacek pisze, będzie dobrze.
Uspokojony tym „będzie dobrze”, Włodzimierz Korcz rzucił się w wir festiwalowych obowiązków. Wśród nich było spotkanie z dziennikarzami i zapoznanie ich z listą występujących artystów. Oczywiście jest na niej i nasz bohater.
Tymczasem Cygan tekstu nie pisze.
Tydzień do festiwalu, tym razem Ryszard Rynkowski dzwoni do Korcza.
– Słuchaj, przykro mi bardzo, ale nie będę mógł wystąpić.
– Co? Nie ma takiej możliwości.
– Włodziu, no nie mogę, nie ma tekstu, nie ma aranżacji, będzie kompromitacja.
– Jeśli nie przyjedziesz, nie chcę cię znać, wykreśl mój telefon i zapomnij, że się kiedykolwiek znaliśmy.
Trzask słuchawki. Minęło pół dnia, tym razem Włodek do Ryśka.
– Mnie gówno obchodzi co się tam u was dzieje, macie to zrobić. Postawiłem cały swój autorytet, dopuściliśmy piosenkę bez jej przesłuchania, a ty mi teraz taki numer robisz? Trzask!
Tekstu nie ma w dalszym ciągu. Trzy dni do festiwalu. Zdesperowany artysta dzwoni do dyrektora Korcza.
– Słuchaj, nazywaj mnie jak chcesz, wiem, że jestem (tu słowa, których się Państwo słusznie domyślają), skreślaj mnie na zawsze, ale ja nie przyjeżdżam.
Dwa dni do festiwalu.
– Przyjeżdżaj, żeby nie wiem co. Dzwoniłem do Cygana, coś ma.
Na dzień przed „Opolem” dostaję faks – opowiada kompozytor. Na zrolowanej, kartce, tekst zaczynający się od słów:
Kiedyś mogłem sam wybierać, wiara miłość i nadzieja
Nieskończoność miałem w dłoniach, gdzie to teraz jest.
No nieźle myślę. Piękny tekst, ale co z tego mam fortepian, melodię w głowie i ten niedający się wyprostować zwój z faksu. A następnego dnia mam wyjść na scenę i śpiewać. Dzwonię do Włodka i mówię:
– Robię to tylko dla ciebie. Mam tekst, nazywa się „Mrok”, nie mam aranżu, przyjeżdżam, ale to będzie obciach. Poświęcam moją reputację, żeby tylko ratować twój honor. Śpiewam to tylko z fortepianem i natychmiast wyjeżdżam z Opola.
Następnego dnia koncert w teatrze im. Kochanowskiego. Rysiek Rynkowski zrobił tak jak zaplanował. Odegrał tę swoją balladę śpiewając tekst z kartki, przyciśniętej z obydwu stron bo ciągle się zwijała. Po wszystkim złożył ją na czworo, schował w kieszeni i już opuszczał budynek, kiedy zobaczył w kawiarni Jacka Cygana z żoną i zaprzyjaźnionym miejscowym biznesmenem. „No to ja już jestem po wszystkim, mogę się z wami napić piwa”. Wesoła rozmowa zeszła na temat przygód z tekstem, aż biznesmen mówi:
– To ja bym chętnie kupił na pamiątkę tę kartkę z tekstem, tylko się podpiszcie.
– Proszę bardzo, należą się cztery piwa.
Zabawa zaczęła się rozkręcać, kiedy z obłędem w oczach wpadła inspicjentka z telewizji.
– Panie Ryszardzie! Panie Ryszardzie! Wygrał pan, musi pan zaraz iść na scenę i zaśpiewać.
Z pomiętego faksu trudno było już coś odczytać. Naprędce przepisano całość na zwykłej kartce i jakoś się udało.
Następnego dnia koncert finałowy w amfiteatrze – opowiada Ryszard Rynkowski. Przede mną pozostali laureaci, Pod Budą – wiadomo melodyjne gitarowe granie,Majka Jeżowska – jakieś karaibskie rytmy i po nich ja mam z akompaniamentem fortepianu „zabuczeć” tę swoją patetyczno-filozoficzną balladę. Zgroza, zaraz zaczną z widowni krzyczeć „Rysiek, dawaj jedzie pociąg”. Idę jak na ścięcie. Nie uda się zapanować nad publiką.
Byłem na tym koncercie. Po piosence była chwila ciszy, potem huragan braw i bisy. Taka jest opolska publiczność[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |