Tytuł: |
W drodze do Fontainebleau |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1985 |
Fontainebleau to miasto położone 60 kilometrów na południowy wschód od Paryża. Znane ze wspaniałego kompleksu parkowo-pałacowego. Co tu dużo mówić? 1500 pokojów, trzy kaplice, dawna siedziba królów Francji, no i ponad 25 tys. hektarów lasu i parków. Skąd Fontainebleau wzięło się w polskiej piosence? Opowiada autor tekstu Janusz Kondratowicz:
To było na początku lat siedemdziesiątych, wczesny Gierek. Jakoś tak trochę poluzowały się przepisy, że łatwiej można było wyjechać na Zachód. To sprawiło, że mogłem wreszcie skorzystać z zaproszenia mojego brata. Zarządzał on w Paryżu sporą firmą i teraz już otrzymawszy paszport mogłem go odwiedzić. Warunki mieszkaniowe dobre, atmosfera przyjemna (szczególnie po tym jak dołączyła do mnie moja ówczesna sympatia) miasto urocze, w każdym razie z planowanego miesiąca pobyt mój przedłużył się do ponad czterech. Ba, doszło nawet do tego, że w sierpniu, kiedy Francuzi masowo wyjeżdżają na urlopy, zastępowałem brata w firmie. Może w ramach podziękowania, a może tylko braterskiej troski zaproponował wyjazd gdzieś „za Paryż”. W grę wchodziły nadmorskie plaże, albo cud architektury, czyli Fontainebleau. Zdecydowaliśmy się na to drugie i pewnego dnia, wcale nie starym gratem jak jest w piosence, a nowiutkim, białym peugeotem udaliśmy się na wycieczkę. Architektura powalająca, zwiedzanie męczące, w związku z powyższym postanowiliśmy zorganizować sobie piknik w okalającym rezydencję lesie. Usadowiliśmy się w cieniu ogromnego osiemsetletniego, jaki się później okazało, drzewa i oddaliśmy się konsumpcji. Po jakimś czasie podjechał do nas samochód straży pałacowej.
– Czy nie czytaliście tablicy, która jest tu umieszczona? – pytają funkcjonariusze.
– Nie.
– To przeczytajcie.
Nieświadomi niczego usiedliśmy bowiem pod pomnikiem przyrody, pod którym zwykł biesiadować któryś z francuskich królów i jest absolutny zakaz zbliżania się do drzewa. Byli jednak uprzejmi, kiedy dowidzieli się, że jesteśmy z Polski, powiedzieli kilka ciepłych słów pod naszym adresem, wypili trochę wina i pomogli przenieść się w inne miejsce. Oto moje przyjemne wspomnienie z Fontainebleau, które postanowiłem kiedyś przekazać w piosence.
Tu trzeba powiedzieć, że Janusz Kondratowicz lubił w swoich tekstach umieszczać refleksje ze swoich podróży. Po jednym z pobytów w Nowym Jorku napisał Tin Pan Alley, reminiscencją młodzieńczych wypraw w Bieszczady są Zielone wzgórza nad Soliną i tak dalej można by ciągnąć te listę.
Powstały nawet zręby tego wspomnienia o Fontainebleau, ale brak było motywacji do skończenia całości, no bo jak to bez muzyki?
Muzykę dostarczył dyrygent i kompozytor Zbigniew Górny. Prowadziłem jakieś warsztaty muzyczne w górach – opowiada. Któregoś dnia poszedłem na spacer wzdłuż Dunajca i oto nagle po głowie zaczęła mi chodzić melodia. No w ciągu paru chwil powstała piosenka. Ale jak tu ją zapisać, nie mam magnetofonu, papieru, nic do pisania? Od miejsca gdzie odbywały się warsztaty dzieliło mnie kilkanaście minut. No więc, żeby nie zapomnieć przez całą drogę nuciłem sobie aż wreszcie dopadłem do fortepianu, przegrałem całość, coś tam poprawiłem i po pięciu minutach leżały przede mną gotowe nuty. Dużo pracowałem wtedy z Januszem i dałem mu taśmę z nagraniem demo, a on dopisał tekst. Wcale mi się początkowo nie podobał. Utwór był ewidentnie w stylu country, a tu jakieś francuskie klimaty.
I tu wracamy do zrębów tekstu, który planował napisać Kondratowicz. Wiedziałem, że ma w nim być fraza „ w drodze do Fontainebleau” – powiada i pierwsze dźwięki refrenu w melodii, którą przyniósł mi Zbyszek świetnie do tego pomysłu pasowały. A, że to nie country? No trochę jednak wspólnego z tą muzyka ma, bo to piosenka drogi.
W zamyśle, to wcale nie miał być duet, jak to się więc stało, że nagrali to razem Krystyna Giżowska i Bogusław Mec? Wersje są dwie. Opowiadał Boguś, że duet wymyślono, żeby korzystając z jego wielkiej wtedy popularności podlansować rozpoczynającą karierę Krysię. Janusz Kondratowicz twierdzi, że autorem pomysłu był Janusz Rzeszewski, reżyserujący rozrywkowy program telewizyjny. Była tam scena, w której obydwoje artyści siedzą w starym kabriolecie. Boguś za kierownicą, Krysia śpiewa. „To jakoś tak głupio” miał powiedzieć reżyser – „że on tylko robi za kierowcę. Niech śpiewają razem”. No i tak to wyszło.
To znaczy wyszedł z tego przebój. I to jaki. Krzysztof Jaślar, mój kolega z kabaretu Tey – opowiada Zbigniew Górny, miał jakieś kłopoty z nogą i na rehabilitację udał się do jednego z sanatoriów. Po powrocie powiedział mi „ta twoja piosenka to wielki przebój, jak orkiestra zaczęła go grać, to nawet kulawi ruszyli do tańca”[1].
1. |
Halber, Adam |
2. |
http://www.eska.pl |