Krzyczały dzieci, płakały mamki
W górę się uniósł Belweder
Jak Błaszczykowski do ruskiej bramki
Posłał po prostu torpedę.
Jeden mężczyzna z emocji zemdlał
A wcześniej pobladł jak struty
Podobno nawet ktoś dzwonił z Kremla
Bo ma darmowe minuty.
Uniósł się w górę Zamek Królewski
Brawo się niosło daleko
I tylko jeden Jan Tomaszewski
Nawet nie mrugnął powiekom.
Choć do oklasków rwały się dłonie
Chociaż sportowa to dusza
W czasie kryzysu obiecał żonie
Telewizora nie ruszać.
A Błaszczykowski napił się mleka
I już gotuje się w nim krew
Bo we Wrocławiu na niego czeka
Bardzo bojowy czeski lew.
Komu do płaczu, komu do śmiechu
Wie tylko Pan Bóg w tej chwili
Ale zapewniam w imieniu Czechów
Z Hradczan nie będom dzwonili.
A Błaszczykowski nic jeszcze nie wie
Więc nie przejmuje się wcale
Że już UEFA wczoraj w Genewie
Zdecydowała co dalej.
Kryzysu skutkiem oraz wynikiem
I że się nie rozmnaża świat
Będzie on musiał być napastnikiem
Do sześćdziesięciu siedmiu lat![1]
1. |
Andrus, Artur |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |