Żył sobie Franek raz na Wawelu,
Gdzie uciech różnych miał wiele,
Były to czasy, gdy, przyjacielu –
W Afryce żyły Wavelle.
Ze stolca królów, w blasku orszaku
Rządził się całkiem bez wstydu,
Gnębił dwadzieścia milionów Polaków
I dziesięć procent Żydów.
A mógł urządzać hece ponure
I chodzić z zadartą łapą,
Bo ustanowił jego sam Führer
I dał do tego gestapo.
Więc grabił Franio – mordował Franio,
Katował lud cały tamże,
A miał do tego przygotowanie,
Bo zaczął karierę w Wawrze.
Straszną z tym ludem urządził grandę,
Wciąż tylko: daj no i daj no –
A do pomocy miał propagandę
Wraz z całą tajną ferajną.
I gdy czas mijał w takiej udręce,
On tylko kredą zaznaczał,
Że już wygubił tyle tysięcy,
Że nowy tysiąc już zaczął.
Aż w pewien ranek budzi się Franek,
Patrzy i oczom nie wierzy,
Idzie na ganek, spoza firanek
Nie widzi swoich żołnierzy.
„Cóż jest u licha. Gdzieście, szantrapy?
Nie ujdzie wam to bezkarnie!”
Patrzy... a oto jego gestapy
Uliczne zdobią latarnie.
Chce tedy „foksów” zebrać do kupy,
Wszystkich Polaków w proch zetrzeć,
Ale na słupach tych „foksów” trupy
Już tylko psują powietrze.
Więc łapie zaraz chłopca z Krakowa
I woła: „gadaj, gdzie nasi!?”
A ten nie odrzekł mu ani słowa,
Tylko mu gębę rozkwasił.
Tak się skończyła bajka o smoku
I w Polsce skończył się lament,
A w jakim było to Pańskim roku,
1. |
Szewera Tadeusz, Straszyński Olgierd, Niech wiatr ją poniesie: antologia pieśni z lat 1939–1945, wyd. 2 poszerzone, Łódź, Wydawnictwo Łódzkie, 1975, s. 208, 209, 258. |
2. |
|
3. |
Adrjański Zbigniew, Złota księga pieśni polskich: pieśni, gawędy, opowieści, Warszawa, Bellona, 1994, s. 267, 268. |