Zanim się serce rozełka
– czemu? – a bo ja wiem? –
warto zajrzeć do szkiełka
w barze „Pod Zdechłym Psem”
Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulice jak w flet,
W drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł
„Siadaj, poborco liści,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.
Lepiej byś z trzecim kompanem...
Zresztą, można i bez...”
Ledwiem to rzekł i już stanął
trzeci mój kompan: bies.
„Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył.”
„Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze ‘Pod zdechłym psem’”
I poniosło, poniosło, poniosło,
na całego, na umór, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardło się ściska, od łez.
I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze fokstrot,
w koło chleją, całują się, wrzeszczą,
Nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo.
przetaczają się falą pijaną
i tak – do białego dnia...
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.
„Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz jeszcze muszę
moje czterdzieści lat.
Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl – poza dobrem i złem.
Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył...”
Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: „Żyłeś dość,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość”
Głupioś życie roztrwonił
Życie – to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?
Na diabła mi dusza poety,
tak diabeł ze mnie drwi –
w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi...”
Zniknęli czort z listopadem,
Rozwiali się – gdzie? – A bo ja wiem
a ja na podłogę padam
W barze ‘Pod zdechłym psem’”.
Szumi alkohol i wieczność...
Mruczą: „Zalał się gość...”
A ja: „Zgódźcie na Drogę Mleczną
taksówkę... Ja już mam dość...”[3]
1. |
|
2. |
http://www.michalbajor.pl/ |
3. |
Grząbka Patryk, Moje piosenki – Michał Bajor, Warszawa, Agencja Artystyczna MTJ, 2003, s. 87, 88. |