Hej, ty ziemio, ty ziemio ojczysta,
rozpłoniona kwiatami wśród burz!
Pisał matce młody Legionista,
matce, której nie obaczył już:
„Mamo! Dumna bądź: Jestem chorążym –
Chorągiew niosę narodową –
Tak mi szumi przecudnie nad głową,
Kiedy za wrogiem dążym.
Chorągiew do mnie gada,
sennie rozchwiana na wichrze,
a słowa jej coraz cichsze,
niby daleka kaskada.
Mamo! W tryumf świętej sprawy wierzę,
choć przeminie jeszcze czasu szmat. –
W snach mi co dzień się marzą Rycerze,
nasi chrobrzy Woje z dawnych lat:
w snach, gdy w lesie, lub w strzeleckim rowie
leżymi przykryci płaszczami,
duchy ich płyną nad nami:
kapłani i królowie...
A sztandar zatknięty w ziemię,
jak z zwiniętemi skrzydłami
Anioł Stróż,
duma i drzemie,
aż do zórz...
Mamo! Dumna bądź: Jestem chorążym!”
Widziałem, gdy szedł do ataku:
– Rozchylone usta purpurowe,
uśmiech narkotycznego obłędu
– Sztandar opłynął mu głowę,
skrzydła orlego pędu
wyrosły z białego znaku.
Widziałem, gdy bracia najszczersi
nieśli go w krasie korali –
Pierś miał rozdartą od stali
i sztandar cisnął do piersi.
Jeszcze zdrętwiała drży ręka,
przebita stygmatem kuli –
Chorągiew jak trwożna panienka
do serca mu się tuli.
Hej, ty ziemio, ty ziemio ojczysta,