Siedli strzelcy przy namiocie
I pracują w czoła pocie.
Jeden Żeromskiego(1) czyta,
Drugi o nowinki pyta,
Trzeci coś tam z czwartym gwarzy,
Inny kawą język parzy,
Ten przebiera buty modne,
Tamten łata stare spodnie.
O, bo strzelcy to nie grafi,
Każdy zrobić coś potrafi,
Pięknie zawsze, zgrabnie, ładnie,
Że aż ha!
Jeden strzelec, zuch nie lada,
Raz na taki koncept wpada:
Cóż mi z tego, żem jest strzelec,
Kiedym goły jak widelec.
Więc by zyskać, jak miał w planie,
Większy żołd i poważanie,
Paseczkami kołnierz zdobi,
Kapralikiem sam się robi.
O, bo strzelcy to nie grafi...
Obywatel rzekł do Rózi:
„Róziu słodka – daj mi buzi”.
Rózia prośbom wnet uległa,
Lecz za późno się spostrzegła.
Po roku spotkał dziewczątko,
Niosła małe zawiniątko,
Wtem – o dziw! – cudo się stało,
Zawiniątko zapłakało.
(1) np. „Popioły” – zob. Bertold Erwin, Z życia w Legionach, Kraków 1918, s. 54.