Gdy dym pożarów słońce gasi
i coraz krwawszy huczy bój,
ty mnie nie pytaj, czy to nasi,
czy to nie nasi synu mój.
Ty mnie nie pytaj, kto zwycięża,
czyj tryumfalny słychać śpiew,
Naszego nie masz tam oręża,
chociaż się nasza leje krew.
O synu mój, na wszystkich frontach,
od płowej Wisły aż po Ren,
przy zapalonych stojąc lontach
my swój o Polsce śnimy sen.
Niszczeją grody, płoną wioski,
świat cały – ognia krwawy słup,
a chłop poznański i krakowski
kładą się u wrót naszych w grób.
A my? O synu zbądź się troski,
i nas dosięgnie krwawy cios,
wszak celnie strzela chłop krakowski,
kiedy się Polski waży los.
Lecz synu nie mów nic o zdradzie –
to w niemilknącym huku dział
nasz bohaterski sen o szpadzie
wreszcie się dzisiaj jawą stał.[1]