Na Czerniakowskiej numer jeden
Mieszka z mą żoną brat mój Edek,
A naprzeciwko – numer dwa
Z teściową właśnie żyję ja.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Bo kto rodzinkę fajną ma,
Nie wie co bieda, bo gdy potrzeba,
To mu rodzinka zawsze da!...
Tato przez lato łódki ma,
W zimie na bębnie w cyrku gra,
A jego bracia dwaj przyrodni
Chodzą po sklepach jako głodni.
Karolek choć najmłodszy z nas
Fachowcem jest od ciężkich kas,
A Genio, że najstarszy już
Pracuje jako nocny stróż.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
A jeśli w życiu zrobisz błąd,
Wałówkę sprawią, świadków podstawią
I musi uniewinniać sąd!...
Na imieninach u ciotki Lodki
Wynikły jakieś głupie plotki,
Wuj mamie za jej serce szczere
Wypalił oczy zajzajerem.
Stryj zrobił ojcu dziurę w głowie,
Dziadziuś odjechał pogotowiem,
A że nie byłem też jak głaz,
Teściowej w ucho dałem raz.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Lecz kiedy ją ogarnia gniew,
Rozbite nosy, wydarte włosy
I aż na sufit tryska krew!...
Ale już wkrótce, przy głębszej wódce,
Pośród potoku szczerych słów,
Już pogodziła się rodzinka
I – sto lat nam – zaryczy znów!
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Bo kto rodzinkę fajną ma,
Nie wie co bieda, bo gdy potrzeba,
Temu rodzinka zawsze da!...
Przyszła wojna, no i cóż?
Nie ma rodzinki mojej już.
Cóż mi po wuju, cóż mi po ojcze,
Kiedy dziś oba są folksdojcze.
Ciocię od bimbru trafił szlag,
Zaś Henio na łapance wpadł,
A ja sam, aż mówić wstyd,
Ukrywam się, bo jestem Żyd!
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka.
Lecz jej na wojnie nie jest źle,
Cała ferajna, bierze od Majnla
I jak za dobrych czasów żre!...[1]