W chmurach bujałem, smakując wiek złoty,
miałem zakaz kontaktów z tym padołem łez,
za to dbałem z rozkoszą o bezdomne koty
i ogródek, gdzie rósł szczaw i bez.
Tyryry szmato podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
Nocą coś skrobie do drzwi, pytam: „Kto tam?”
– „Miau! Przemokłam i drżę...” – ktoś odpowiada mi,
więc otwieram, a tam miast kolejnego kota
stałaś ty, oj ty, tak, właśnie ty.
Tyryry zdziro podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
Oczy koloru pistacji, twarz w pąsach,
łapka jak z aksamitu: kociak z bajki – lecz
całe szczęście, jak dla mnie, że nie miałaś wąsów,
cnotą też nie przytłoczyłaś mnie.
Tyryry kurwo podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
Moją idyllę zburzyłaś więc oto,
rozpętałaś pożogę twych dwudziestu lat.
Ja płonąłem, płonęły rabatki i koty,
skwar czy mrozy, słota czy też wiatr.
Tyryry mendo podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
Los lubi wszak płatać figle na oślep:
nasza miłość rozkwitła pusząc się jak paw,
ja toczyłem za tobą spojrzenia me ośle,
ty deptałaś koty, bez i szczaw.
Tyryry dziwko podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
A szczytem był już ostatni twój wyczyn:
gdy w spiżarni nie został ani jeden kęs,
ty do łóżka pognałaś za synem rzeźniczym,
bo cię uwiódł wędlin smak i mięs.
Tyryry flądro podła ty,
tyryryryry mój losie zły.
Tak przekroczyłaś już granice psoty
i kolejny się zraził do miłości zuch.
Smutny w chmury wróciłem zabrawszy me koty,
szczaw i bez, i komplet rogów dwóch.
Tyryry kurwo podła ty,
tyryryryry mój losie zły.[1]
1. |
Zespół Reprezentacyjny |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |