Idą czołgi stalowe
Przez zieloną dąbrowę
Napotkali Kapturka pancerni
Zapytali więc w chórku:
Dokąd idziesz, Kapturku?
A Kapturek: Ja idę na Berlin!
Mam ja koszyk granatów
By rozwalać psubratów
Lecz zasuwam na Berlin piechotą.
Więc mnie weźcie do tanka
Będę wam markietanka
Co uczynię z największą ochotą!
Z pancernymi przez Bzurę
Szedł na Niemca Kapturek
Chociaż w czołgu mieścili się z bidą.
Ktoś wymyślił dla draki
Że Kapturek to taki
Objazdowy doświadczeń poligon!
Prawdy było w tym trochę
Chłopcy mieli radochę
Korzystając z jej wdzięków i weny!
Ale tylko Kos Janek
Z sercem targał jej wianek
Cała reszta, ot tak – dla higieny!
Przy Kapturka bezwstydzie
Rozpasanym „libidzie”
Nikt już nie chciał Marusi – bidulki!
Nawet Szarik, choć psisko
Patrząc na to igrzysko
Z braku laku chędożył wiewiórki.
Bili Szkopa wrednego
Dzielni Chłopcy z „Rudego”
Ale mimo tych przewag bojowych
Happy endu nie będzie
Bo zaczęło ich swędzieć
Osobliwie w obszarach lędźwiowych!
Westchnął głośno Kos Janek:
Teraz mam przerąbane,
Któżeś – spytał – ty mątwo zdradziecka?
Dziewczę rzekło więc skromnie:
Jeśli chodzi wam o mnie
To nazywam się Wanda. Wasilewska!
Wreszcie przyszła już pora
Na przestrogę i morał
Gdy stracili czołgiści już zdrowie:
Żeby sprzęt się nie zużył
Żeby sprzęt dobrze służył
Trzeba wkładać na lufę pokrowiec![1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |
Leszek Bolanowski, Paweł Ferenc, Rymy stańczykowskie, Nowy Sącz, 2013, s. 81. |
3. |