Kiedyś wieczorem pozostałem sam
W pracowniczym ogródku działkowym
Żona poszła na autobus
Z ogórkami
Z truskawkami
Siadłem sobie przy altanie
Na takim, na leżaku
Siedzę tak i nagle czuję
Ukłucie
Takie straszne
Och w plecy, w plecy dziabnął mnie
I wbił się niby pocisk
Do krwi, do mięsa, do duszy mej
Się wbił
Się wgryzł
Nie sięgłem ręką, nie sięgłem go
Uleciał najedzony
A bąbel
Bąbel nabrzmiał mi
Jak brzemię
Jak garb
Och co za koszmar
Co za komar
Wieczorem na tej działce
Miał pysk jak demon
Z moich snów
Z waszych snów
Strasznych snów
Mmmm taka morda
Z długą rurą
Krwisty wzrok jak wściekły koń
Ugryzł mnie
Urżnął mnie
Jaki szał, co za szał!
Chcę się podrapać
Za daleko
Nie dam rady, nie dam rady
Może jabłoń
Ale korę ma
Taką gładką jak
Jak pierś
Jestem w matni, wokół pusto
Plecy swędzą mnie jak stare
Parszywe i kudłate
Wściekłe psy
ohydne suki
Ach dlaczego
Tchórzliwe plecy
Zawsze z tyłu
Zawsze za mną
Stańcie z przodu
Spójrzcie mi w twarz
I powiedzcie
Możesz drapać
Lecz wy nie moje
Już nie moje
Nie mam pleców
Nie mam tyłu
Tylko przód
Do przodu prę
Na rowerze
Na składaku[1]
1. |
Szpak, Ścibor |
2. |