Nie przypominał bez dwóch zdań
tratwy „Meduzy” i jej hańb
ów statek, sława wielkich wód,
sława siedmiu wód,
żeglował pośród flaut i burz,
przemierzył setki groźnych mórz,
nazywał się „Kumple To Grunt”,
tak: „Kumple To Grunt”.
„Po morzach, oceanach płyń” –
te słowa chwacko przekuł w czyn,
złym losom przeciw podniósł bunt,
przeciw podniósł bunt.
Kapitan wpoił chłopcom, że
„jeden za wszystkich” itede,
i razem odbijali szpunt,
bo kumple to grunt.
Chociaż kochali męski śmiech,
nie dopadł ich sodomski grzech
na małej wyspie pośród burt,
wyspie pośród burt.
Chociaż kochali słodki dreszcz,
dzielili wszak nie łoże, lecz
łyk rumu i słoniny funt,
bo kumple to grunt.
Biblii nie znali ani w ząb,
anielskich nie słuchali trąb,
wesoło klęli niby z nut,
klęli niby z nut.
Braterstwa znak zdobił ich maszt
i był im niczym Ojcze nasz,
z tym Credo podążali w przód,
bo kumple to grunt.
A gdy wpadali w sztormu wir,
kompas wskazywał zawsze im,
że sens ma tylko wspólny trud,
tylko wspólny trud.
A gdy już było bardzo źle,
razem wzywali S. O. S.,
taki był ich przyjaźni cud,
bo kumple to grunt.
W rejs wyruszali wszyscy wraz,
a jeśli kogoś było brak,
znaczyło, że go śmierci chłód
wciągnął w morski grób,
zaś dziura po nim pośród fal
zionęła jeszcze wiele lat…
Gdy on w głębinach łapał grunt,
każdy łkał jak bóbr.
Tysiące statków znałem, lecz
jeden był, co nie pływał wstecz,
bo cała naprzód raźno pruł,
naprzód raźno pruł,
żeglował pośród flaut i burz,
przemierzył setki groźnych mórz,
nazywał się „Kumple To Grunt”,
tak: „Kumple To Grunt”.[1]
1. |
Zespół Reprezentacyjny |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |