La, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la
Nie będę cię rwała,
Konwalijko biała,
Bo ty byś na moją
Płochość narzekała.
Myślałabyś sobie,
Że to na złość robię.
Rośnij więc szczęśliwie,
Gajom ku ozdobie.
Nie mam ja dziś komu
Kwiaty nieść do domu,
Nikt mi ich nie wyjmie
Z włosów po kryjomu.
Nie ma już sąsiada,
Co kwiaty wykrada,
Zdradziecki to chłopiec,
Ale słodka zdrada!
Pokąd nie przyjedzie,
Nic mi się nie wiedzie,
Bo wciąż tylko myślę
O młodym sąsiedzie.
I wszystko mnie nudzi,
Uciekam od ludzi;
Nawet zrywać kwiaty
Chętka się nie budzi.
La, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la
Możesz więc w spokoju
Rosnąć tu przy zdroju,
Dziś mi nie nie przyjdzie
Z kwiecistego stroju.
Lecz gdy wróci luby
Zawrzeć ze mną śluby,
Wtedy, konwalijko,
Już nie ujdziesz zguby.[6]