Tytuł: |
Nie będę Julią |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1983 |
Ta piosenka powstała ze złości, a właściwie lepiej byłoby powiedzieć „na złość”. Na złość Zbyszkowi Hołdysowi, który w dość obcesowy sposób wymówił współprace kompozytorowi Wojciechowi Trzcińskiemu.
Poznali się na początku lat siedemdziesiątych w warszawskim klubie „Medyk”. Wojtek był wtedy gwiazdą „Piwnicy u Hohonia”. Pisał piosenki dla Nataszy Czarmińskiej, Elizy Grochowieckiej, Piotra Fronczewskiego. Wygrywał przeglądy i festiwale. Odbywali próby w prestiżowej, największej sali. Zbyszek ze swoją rockową grupą Rh– gnieździł się w maleńkiej kanciapie na poddaszu. Potem był jego kolejny zespół Dzikie dziecko, wreszcie dyskotekowa grupa Perfect Super Show and Disco Dance i zakaz grania w Polsce, za – jak twierdzi – ostre wypowiedzi na temat ówczesnego ustroju i obrazoburcze piosenki w stylu „Z dyskoteki czterdziestolatka”.
I wtedy z pomocą pospieszył dawny kolega z „Medyka”. Był już wziętym kompozytorem, aranżerem, menedżerem. Zapraszałem Zbyszka do moich nagrań, opowiada, żeby miał za co żyć. Wszystko układało się dobrze i bezkonfliktowo. Aż tu pewnego dnia 1981 r. Hołdys wymówił mi współpracę. To było już po pierwszych piosenkach „nowego” Perfectu. Zadzwoniłem do niego prosząc by przyjechał na jakieś nagranie i usłyszałem, że „dość tego prostytuowania się. Jestem teraz rockmanem”. To znaczy – pomyślałem, że te jego występy z Anką Jantar, lśniące kombinezony knajpiano-dyskotekowego Perfectu, moje piosenki w których był sidemanem, to była artystyczna prostytucja? Że to on, a nie ja ma patent na „rockmaństwo”? No nie! Wkurzyłem się.
Owo „wkurzenie” rozładowało się dzięki Januszowi Laskowskiemu. Nie, nie temu od „Kolorowych jarmarków”. Nasz był dźwiękowcem, aktualnym mężem Wandy Kwietniewskiej, która dopiero co rozstała się z Lombardem, stworzyła własny zespół, odniosła pierwszy sukces dzięki piosence „Fabryka marzeń” i rozglądała się za repertuarem. Jak się okazało, rozglądał się i jej mąż.
Janusz mnie dopadł gdzieś na Nowym Świecie – wspomina kompozytor– i powiada „może byś Trzcina miał coś, bo wiesz, Wanda śpiewa teraz z własną grupą, przydałby się jakiś hit”. Nie pisałem do tej pory takiej muzyki, ale postanowiłem pokazać Hołdysowi, że prawdziwy zawodowiec, a za takiego się miałem, napisze wszystko.
Janusz Laskowski przysłał kasetę z, próbnymi nagraniami Bandy i Wandy, ale dodatkowym argumentem dla kompozytora był skład zespołu. Grali w nim bowiem młody, zdobywający błyskawicznie sławę i uznanie środowiska gitarzysta Marek Raduli i doświadczony perkusista Andrzej Tylec, współpracujący z takimi zawodowcami jak Aleksander Maliszewski (Alex Band), czy Janusz Koman, a w ogóle debiutujący przed laty w legendarnym zespole Romuald i Roman. Tak, ci muzycy dawali rękojmię mocnego, rockowego brzmienia.
W każdym razie wynikiem zamówienia były dwie kompozycje, późniejsze przeboje „Hi-fi” i „Nie będę Julią”. Tekst do tej ostatniej zamówiono u Magdy Wojtaszewskiej. Korzyść była podwójna. Po pierwsze autorka miała już spore doświadczenie, co gwarantowało dobrą jakość, po drugie była życiową partnerką reżysera telewizyjnych programów muzycznych Mirona Zajferta, co umówmy się, nie pozostawało bez wpływu na lansowanie przeboju na antenie.
Do nagrania doszło w szczecińskim studio Polskiego Radia. To tam w owym czasie była super aparatura, ale jeszcze ważniejsi byli realizatorzy Piotr Madziar i Przemysław Kućko. Poszło zgodnie z przewidywaniami – opowiada kompozytor. Wszyscy napięci, nagrzani do pracy i rzeczywiście, sekcja zagrała tak genialnie, że właściwie to jest „setka” to znaczy, że od razu nic nie trzeba było poprawiać. Trochę kłopotu było z wokalem. Wanda nagrała jeden ślad, drugi, trzeci i ciągle nie była zadowolona. I wtedy wpadłem na pomysł, żeby wykorzystać vocoder. Dobrze znałem to studio i wiedziałem jak jest wyposażone. Między innymi w urządzenie przetwarzające ludzki głos. Śpiewa się do mikrofonu, po czym wokal trafia do vocodera. Jeśli zna się melodię, można na nim jednocześnie „zagrać” tym wokalem. Potem z leciuteńkim, niezauważalnym opóźnieniem zgraliśmy ślad z mikrofonu i z vocodera i uzyskaliśmy fantastyczny efekt. Widocznie w barwie Wandy brakowało jakiegoś alikwotu, teraz dołożony, był wspaniałym uzupełnieniem.
Rockowy debiut Wojciecha Trzcińskiego zakończył się pełnym sukcesem. Postanowiono frontalnie zaatakować słuchacza. „Wypuszczono” do radia od razu obydwa utwory. Przyjęte owacyjnie. Na tyle, że kompozytor przy spotkaniu z cierpko gratulującym mu Hołdysem, mógł powiedzieć: „Więcej skromności kolego!”[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |