Oddział partyzancki w noc ciemną się wlecze
wicher ziębi ciała i deszcz z góry siecze,
wokół las ponury, nie ma żadnych dróg,
komendant ostrzega, że w pobliżu wróg.
Lecz nikt się nie lęka, nie traci nic ducha,
chociaż wróg w pobliżu, choć wicher i plucha,
każdy pragnie walki, ma gotową broń,
i ściska karabin, że aż pęka dłoń.
Idą w bój, by zniszczyć Hitlera złe hordy,
znieść karne obozy, bezprawie i mordy,
usunąć na zawsze dzikiej śmierci lęk,
wyzwolić ojczyznę, której słychać jęk.
Dzień i noc spędzają w ponurej dąbrowie,
wszyscy wytrzymali, bo chłopscy synowie,
dzielnych partyzantów wydał szary lud,
wydała go praca, udręka i głód.
Pożegnali matki, swe dzieci i żony,
bo na bój wezwały Chłopskie Bataliony,
pożegnali łany w kłos idących zbóż,