Ona jest ze snu

Zgłoszenie do artykułu: Ona jest ze snu

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Ona jest ze snu

Autor słów:

Kościkiewicz, Marek

Autor muzyki:

Kościkiewicz, Marek

Data powstania:

1998

Informacje

W 1995 r. radomska grupa IRA zawiesiła działalność. Muzyka rockowa zaczęła być w odwrocie – opowiada Artur Gadowski tygodnikowi Przekrój. Przez dziewięć miesięcy nie udało nam się zagrać ani jednego koncertu. Poczuliśmy się niechciani i nikomu niepotrzebni. Zaczęły się między nami niesnaski, czego konsekwencją było zawieszenie działalności.

Jeszcze „rzutem na taśmę” zmieniono wytwórnie płytową, jeszcze wydano jedna płytę, ale i to nie pomogło. To znaczy nie pomogło zespołowi, ale miało odmienić życie Artura Gadowskiego. Bowiem współwłaścicielem, a może już wtedy tylko dyrektorem artystycznym? firmy Zic Zac był Marek Kościkiewicz. Nie udało się z IRĄ, ale w Arturze tkwi potencjał, zdecydowano w Zic Zacu i zaproponowano wokaliście kontrakt. Ten z okazji chętnie skorzystał i rozpoczęto przygotowania do nagrania solowego albumu. Niestety propozycje artysty nie znalazły akceptacji wytwórni i materiał odrzucono. Tymczasem w 1997 r. Kościkiewicz otrzymał od reżysera Janusza Zaorskiego zadanie napisania piosenki tytułowej do filmu „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Kiedy utwór był gotowy pomyślałem, że potrzebny mi będzie silny, rockowy głos, a takim dysponował Artur – wspomina kompozytor. Z roli wywiązał się świetnie, piosenka stała się przebojem i trzeba było pomyśleć nad tym, co dalej.

To znaczy myślał Artur Gadowski. Wiedział już, że nie zrealizuje swoich planów, bo nie tego spodziewa się po nim wydawca, ale pewną nadzieję rodził fakt, że rolę opiekuna artystycznego przedsięwzięcia wziął na siebie Marek Kościkiewicz. No i to on zaczął gromadzić nowy materiał. Miał i sam coś w zapasie. Myśleliśmy o tym – opowiada, żeby zmienić trochę wizerunek Artura. Na świecie modny był grunge, już nie ostry rock i zamiatanie długimi „piórami” po estradzie. Skłoniliśmy go do skrócenia włosów, co zresztą jego dawni wielbiciele uznali za zdradę, a ja zaproponowałem piosenkę gdzieś nawiązującą do grunge’owego stylu. Za produkcję nagrań odpowiadał Michał Przytuła i to on zaangażował świetnego gitarzystę Michała Grymuzę. Im też należy pogratulować fantastycznego, rasowego brzmienia.

Tyle, że kompozytor nie do końca oddał sprawę w ręce obydwu Michałów. Najpierw wymyślił charakterystyczną melodyjkę-wstęp, którego panowie… nie chcieli zaakceptować. Kościkiewicz się uparł, ale i producent nie zmienił zdania. Doszło do tego, że na singlu zamieszczono dwie wersje ze wstępem i bez wstępu. Zgodził się wszakże Marek na zmianę charakteru utworu. Wyobrażał sobie co prawda klimat angielskich zespołów typu Pretenders, a tu słyszy mocne rockowe akordy i wyraźne nawiązanie do stylu grupy IRA. Dał się jednak łatwo przekonać, a może i sam wpadł na pomysł, żeby utwór znacznie „urockowić”? Drugiego „chwytu” jaki zaproponował już nikt nie oprotestował. Zastosował skuteczny zabieg, chętnie stosowany przez kompozytorów by od razu przykuć uwagę słuchacza. To jest rozpoczęcie piosenki od refrenu. Tak jest i tu, to też od razu na początku słyszymy tak zwany szlagwort, czyli słowa „ona jest ze snu”[1].

Bibliografia

1. 

Halber, Adam
Ona jest ze snu, „Angora” nr 25/2013, Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2013.

2. 

http://www.angora.pl
Artykuł pochodzi z nr 25/2013.