I
Był Piotr i była Sonia,
A między nimi miłość szalona;
A wszystko razem do kupy wzięte
W kołdrę siedziało owinięte.
Piotr, miłość, Sonia – kołdrą objęci,
Bóg zegar szczęścia chyba nakręcił.
I byłoby jak w raju niemal,
Lecz pewien szkopuł rzecz całą zmieniał…
Ref.
Otóż miłość była wielka,
A ta kołdra dosyć mała,
Więc co nieco tu i ówdzie
Miłość spod niej wystawała.
No bo miłość była wielka,
A ta kołdra dosyć mała,
Więc co nieco tu i ówdzie
Miłość spod niej wystawała.
II
Jeszcze latem było znośnie,
Latem słońce siły miało
I bez trudu grzało wszystko,
Co spod kołdry wystawało.
Lecz jesienią słońce schudło,
Spadł ciepłoty poziom bardzo,
Przeto w części goła miłość
W części tej zaczęła marznąć.
Ref.
No bo miłość była wielka,
A ta kołdra dosyć mała,
Więc co nieco tu i ówdzie
Miłość spod niej wystawała.
No bo miłość była wielka,
A ta kołdra dosyć mała,
Więc co nieco tu i ówdzie
Miłość spod niej wystawała.
III
W grudniu chłód się wzmógł niestety;
Styczeń zaś świat mrozem złapał,
A ta miłość taka wielka,
A ta kołdra mała taka.
Odtąd miłość chorowała,
Dreszcze miała, katar miała
I kaszlała, i kichała,
Się pociła, się krztusiła,
No bo miłość wielka była,
A ta kołdra taka mała.
Kiedy wreszcie zimny luty
Skradł miłości resztki ciepła,
Spakowała miłość rzeczy
I spod kołdry precz uciekła.
A wniosek jest smutny:
Że jakby nie było,
To kołdra określa miłość…
To kołdra określa miłość…[1]
1. |
Kmita, Rafał |
2. |