Wariant 1
StrzałkaDaj mu Boże pokój wieczny!
Został biedak tam w Pasiecznej,
Bo wydążyć nie mógł dalej,
Tak żeśmy prędko zmykali.
Pewnie dostał kulą w oko
I leży w ziemi głęboko.
Napis zaś: „Tu legł – trafiony kulą już,
Korpak, sanitariusz”.
Takie wywodzimy żale
Bo go nie ma w Fenterale,
Każdy sobie gorzko płacze:
„Już go więcej nie zobaczę”.
Lecz... snać w piekle już niestety
Niepotrzebne sanitety,
Bo wszystkim na złość – wrócił do nas znów,
I to nawet... całkiem zdrów!
Co zaś przeszedł – rzecz ciekawa,
Niech obwieści światu sława,
Bo to się na naszym świecie
Nie każdemu zdarzy przecież.
Otóż, gdy pozostał w tyle,
Chciał w chałupie spocząć chwilę,
Nagle – co za strach – aż w nim zamarł duch,
Wchodzi tam batiuszków dwóch.
Łapiduch, jak gdyby ścięty –
Dusza mu uciekła w pięty,
Za to, że on rannych trapił,
Teraz Moskal go ułapił.
Lecz poczciwe Moskaluchy
Zaraz dalej do siwuchy,
Twierdzą bowiem tak, prawom wojny wbrew,
Lepsze to, niż lacka krew.
Potem gdy już pociągnęli,
Taka myśl im do łbów strzeli,
By jak razem popijali,
Tak i razem się przespali.
Rano się łapiduch budzi –
Patrzy – czyż go wzrok nie łudzi?
Mochy! – Zdjął go lęk – uciekł prosto w las
I znów do Zielonej wlazł![1]
Wariant 2
StrzałkaDaj mu Boże: pokój wieczny,
Został biedak tam w Pasiecznej,
Bo nadążyć nie mógł dalej,
Takeśmy szybko zmykali.
Pewnie dostał kulą ... w oko!
I leży w ziemi głęboko?
Napis zaś: „Tu legł trafion kulą już,
Korpak sanitary – jusz.”
Takie rozwodzimy żale,
Bo go nie ma w Tenterale.
Każdy za nim gorzko płacze!
Już go więcej nie zobaczę!
Lecz snać w piekle juz niestety.
Niepotrzebne sanitety.
Bo wszystkim na złość wrócił do nas znów,
I to nawet całkiem zdrów. –
Co zaś przeszedł: – rzecz ciekawa
Niech objawi światu sława.
Bo to się na naszym świecie,
Nie każdemu zdarzy przecie.
Otóż gdy przyzostał w tyle,
Chciał w chałupie spocząć chwilę.
Nagle co za strach, aż w nim zamarł duch
Wchodzi tam „batjuszków” dwóch.
Łapiduch jak gdyby święty,
Dusza mu uciekła w pięty.
Za to, że on rannych trapił:
Teraz Moskal go ułapił.
Lecz poczciwe Moskaluchy,
Wnet się biorą do siwuchy.
Myślą bowiem tak prawom wojny wbrew,
Lepsze to niż lacka krew.
Gdy już sporo pociągnęli,
Taka myśl do głów im strzeli,
By jak razem popijali,
Tak i razem się przespali.....
Rano się łapiduch budzi.
Patrzy – Czyż go wzrok nie łudzi?
– Mochy!... Zdjął go lęk, uciekł prosto w las
I znów w nasze grono wlazł.[2]