Dnia pewnego na naszym targu
o pietruszki dwie, góra – trzy
kilka tuzinów bab wśród wrzasku
zaczęło wodzić się za łby.
Na piechotę, na wozach, konno
nasze gliny – jak z nieba grom –
przybywały z nadzieją płonną
rozdzielenia walczących stron.
Lecz niestety najgorszych wrogów
łączy powszechna miłość do glin
i do zgody każdy jest gotów,
by policji dać razem w kły!
Więc i w babskich krwiożerczych ordach
nagle zgodna zakwitła myśl,
że dać trzeba dziadom po mordach
i tu dopiero zaczął się cyrk!
Widząc srogie zastępy przekup,
co na wroga odważnie prą,
każdy konał prawie ze śmiechu
albo ciężki przeżywał szok.
Z okien mojej małej mansardy
podsycałem zawziętość bab
przemienionych w żandarmozjady
krzycząc gromko: „Hip, hip, hura!”
Oto jedna dorwawszy chłopa
gruby w łapy chwyciła kij,
tłukła póki ten nie zawołał:
„Niech żyje anarchia! Gliny – psy!”
Inna znowu, straszna megiera,
wziąwszy pod się kaprali dwóch,
wielkim dupskiem zaczęła wcierać
puste głowy w targowy bruk.
Zaś najgrubsza ze wszystkich samic,
wydobywszy potężny biust,
spustoszenie siała piersiami –
gęsty wokół ścielił się trup!
W krąg padali funkcjonariusze,
pogrom rozmiar miał wielki tak,
że dostarczył piękniejszych wzruszeń
niźli większość Homera kart.
W końcu baby się połapały,
że nie bardzo jest kogo tłuc,
lecz nim poszły do swoich warzyw,
żeby stary dokończyć spór
i nim bójka znów rozgorzała,
którejś przyszła do głowy myśl,
żeby urwać gliniarzom jaja!
Lecz ci na szczęście nie mieli ich...
Żeby urwać gliniarzom jaja,
lecz ci na szczęście nie mają ich![1]
1. |
Zespół Reprezentacyjny |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |