Polsko! Znów jawisz się nam błyskawicą,
Co duszom niesie wiatr, a jego imię:
Słoneczna wolność! Iż się Tobą szczycą
Ci, których wołasz na czyny olbrzymie,
I którym jesteś szałem i tęsknicą –
W grających armat rubinowym dymie,
W srebrnych bagnetów pochrzęście, gdzie działa
Zwycięstwo życia, sława i śmierć biała.
Nędznej katorgi, męczeństwa pucharu
Niech ginie niemoc, bolesną krwią lita!
Oto się rozwiał czar, a w mocach czaru
Przyszłaś bojowym płomieniem spowita.
Taką Cię widział na okopach Baru
Święty komendant Marek Karmelita
Taką w narodzie przeczuwało wielu,
Czekając przyjścia Twego i apelu.
W mocy gromowej, w płomiennej grozie,
Którą najwyższa miłość zrodzić zdoła,
Krwawa, jak odwet – na ognistym wozie
Wojennym – niesiesz komendę, co zwoła,
By grały bębny żołnierskie w obozie,
Krwi stygmatami zajaśniały czoła –
By je w bojowe przyodział przyłbice
Testament ojców – Bar i Racławice!
Za nami smutek w powodzi skąpany
Łez, co niewolnych słyszał kajdan dźwięki,
Przed nami kopców żołnierskich kurhany –
Przed nami duchy z Wawru, Ostrołęki
Drogowskazami są nam, a porwany
Duch gra niemoce i niemęskie lęki –
Bowiem drżą Boże wichry w nim i siły,
Gdy błogosławią mu ojców mogiły.
– Dniu przebudzenia – z przenajświętszych święty,
Radością wielki, choć zrodzon w żałobie
Na białych szablach niesiem sakramenty
Serc naszych cudne i ślubujem Tobie,
Że rychlej naród, na krzyżu rozpięty
Ostatnie tchnienie wyda na swym grobie,
Niźliby Ciebie odstąpił, o Sprawo,