Z pożycia rodzinnego
Figowy zdejmę listek
I wyznam coś strasznego
Mam żonę tenisistkę
Choć jest mistrzynią w sporcie
Dla żartów bądź dla zmyłki
Wciąż w życiu jak na korcie
Gra podkręcone piłki
I wyobraźcie sobie
Nie mogę robić błędów
Gdy tylko coś przeskrobię
Wykańcza mnie z backhandu
Nie mogę się zezłościć
Popatrzeć nań z ukosa
Bo żona bez litości
Gra forhendowym crossem
Gdy zdarzy się, choć rzadko
Że z kumplem się uchleję
Już żona tkwi pod siatką
I kończy mnie wolejem
Gdy chcę zaś napyskować
Że mnie się nie podoba
To żona mi bez słowa
Za kołnierz wrzuca loba
A gdy się rozleniwi
I nie chce jej się kłócić
Potrafi mi złośliwie
I finezyjnie skrócić
Gdy stawiam się okoniem
Lub choćby jej zaprzeczę
Już jest wymiany koniec
Bo żona kończy smeczem
Gdy ostro przeholuję
I z inną damą hasam
To żona się odkuje
I zaserwuje asa
W małżeńskich tkwiąc kryzysach
Sam siebie pytam czemu
Cholerna gra w tenisa
Jest sportem dżentelmenów?[1]
1. |
Lipnicki, Arkadiusz |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |