Spod nóg tryskały kwiaty ziemi.
Dokąd, ach, dokąd wędrujemy?
Te kwiaty miały dziwną czerwień.
Rosły nam w ustach róży ciernie.
Noc całą szliśmy pod sosnami.
Szły sosny we śnie razem z nami.
Bez końca śnił się sen o lesie.
Za nami wlekł się smutny wrzesień.
Wrzosy, wrzosy – lila mgła.
Gdzieś we wrzosach chłopak padł.
O poranku kroplą rosy
zapłakały nad nim wrzosy.
Nikt nie mówił zbędnych słów,
gdy wyrastał w lesie grób.
Czasem tylko wiatr niósł głosy,
to szumiały polskie wrzosy.
Dziś inne kwiaty z naszej ziemi
w krąg wyrastają, gdy idziemy,
gdy czasem razem z dziewczynami
stajemy cisi pod sosnami.
Coś wtedy śpiewa w starych sosnach
o dawnych czasach i chłopcach.
Ginęli tu, w zielonym lesie,
kiedy liliowy płonął wrzesień.