Tytuł: |
Wszystkie barwy lipca |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1976 |
Lata siedemdziesiąte to był Wiek Złoty dla polskich twórców. Było tak, że każda branża, każde miasto, nawet zakład pracy chciały mieć swój hymn, hejnał, piosenkę. Rozpisywano setki konkursów i było liczne grono, wcale nie najbardziej znanych, za to wielce płodnych i pomysłowych autorów, którzy z udziału w konkursach uczynili sposób na życie. Piszę „pomysłowych” bowiem do legendy przeszli tekściarze, którzy, jeśli ich wytwór gdzieś nie zwyciężył zmieniali nazwę miasta, przepływającej przez nie rzeki, albo nazwisko miejscowej historycznej postaci i wysyłali... wysyłali... wysyłali. Największym zainteresowaniem cieszyły się konkursy „z wadium”. Co prawda, żeby zostać do nich zaproszonym trzeba było mieć już jakiś dorobek, ale za to kasa spływała za sam udział w eliminacjach.
Przywilej ten miał Andrzej Kuryło. Poeta z Wrocławia. Tak się złożyło, że w 1974 r. napisany przez niego wraz z Filipem Nowakiem utwór „Piosenka melduje się na rozkaz” wziął główną nagrodę w Kołobrzegu i od tej pory Wojsko zabiegało o jego twórczość.
Może byśmy coś napisali do Kołobrzegu? – takimi mniej więcej słowami zwrócił się wiosną 1976 r. Kuryło do Bogusława Klimsy – kompozytora.
Klimsa, związany z kabaretem Elita i wrocławskim Studiem 202, miał spółkę z Włodzimierzem Plaskotą, także kompozytorem. Był to rodzaj taśmowej produkcji ilustracji muzycznych dla potrzeb popularnej audycji radiowej, choć napisali wspólnie muzykę do musicali i do takich przebojów, jak „Czego się boisz głupia”. W dodatku przez jakiś czas był związany z Estradą Wojskową. Miał więc Andrzej Kuryło podstawy sądzić, że kto jak kto, ale Boguś Klimsa będzie wiedział, jak zadowolić pułkowników z Głównego Zarządu Politycznego. Tymczasem...
Opowiada kompozytor: przyszedł do mnie Andrzej z propozycją, a ja mu na to „Czyś ty na łeb upadł?”, tam wymagane są te wszystkie „manierko moja manierko”, „onuco moja onuco”. Nie, ja już jestem na innym etapie, jeśli już, to zróbmy, dla jaj, coś zupełnie a-wojskowego. Bez granatów, czołgów, okopów. I nie do maszerowania, ani bujania się w rzędach. Zróbmy dla wojska „cywilną” piosenkę.
Czy to była przekonująca argumentacja? Czy Kuryle tak bardzo zależało na współpracy z Klimsą? Czy jak sam twierdzi „nie trzeba mnie było za bardzo przekonywać. Propaganda stawała się coraz bardziej nachalna, coraz częściej narzucano twórcom co mają pisać, aż się prosiło, żeby zrobić na przekór”. W każdym razie powstał liryczny tekst, w którym wszakże jakieś odniesienia do wojska musiały się pojawić. Znajdujemy więc słowa „zaślubiny” i „piosenka w mundurze”. Ot i cała „żołnierskość” utworu. Musiał na tyle zadowolić Klimsę, że przystąpili z Plaskotą do pracy.
Wymyśliłem sobie – wspomina, że zrobię pastisz szerokiej, utrzymanej w stylu amerykańskiego musicalu pieśni, w dodatku na sześć ósmych, żeby komukolwiek nie przyszło do głowy przerabiać tego na marsz.
Gotową piosenkę wysłano gdzie trzeba, nie licząc na sukces i zadowalając się, faktem wpłynięcia wadium za udział w konkursie. Aż tu...
I tak pojechałbym do Kołobrzegu, ale telegram z wiadomością, że nasza piosenka będzie wykonywana, mocno wzmógł moją ciekawość. Tym bardziej, że śpiewać ją miała, nieznana mi Nina Urbano – opowiadał Andrzej Kuryło.
Nina Urbano (jedna z ulubionych artystek red. Bogdana Gadomskiego) była bardzo atrakcyjną, postawną brunetką obdarzoną trzy i pół-oktawową skalą głosu. Oprócz tych przymiotów miała jeszcze jeden atut. Męża Eugeniusza Majchrzaka, niezwykle utalentowanego aranżera. To on kapitalnie odczytał intencje kompozytorów i wykorzystał nie tylko swój talent, ale i wszystkie możliwe instrumenty z harfą i zestawem kotłów włącznie.
Nie znałem wykonawczyni – wspomina Kuryło – ba, nie znałem nawet melodii, którą napisali Boguś z Włodkiem. Można sobie wyobrazić z jakimi uczuciami zasiadałem w kołobrzeskim amfiteatrze. Przez cały czas trwania piosenki cisza, zwiastująca klęskę, albo tryumf. Wreszcie huragan braw.
Dyskusja jury była bardzo burzliwa. Podnoszono oczywiście sprawę dziwacznego tempa, małą „wojskowość” tekstu. Okazało się wszakże, że „zaślubiny” i „piosenka o mundurze” wystarczyły na „Złoty Pierścień”.
Mam go do dziś, mówi Kuryło, choć trochę już złoto „oblazło”. Mimo, że nagroda wynosiła kilka ówczesnych pensji, rozstałem się z festiwalem na zawsze. Kończył się jego najlepszy okres[1], [2].
1. |
Halber, Adam |
2. |
http://www.angora.pl |