W mym miasteczku – a niech je grom! –
wciąż opinię mam bardzo złą
i czy coś wołam, czy milczę jak grób,
wszyscy źle myślą o mnie tu.
Ja nie krzywdzę wszak spośród nich nikogo,
idąc poprzez świat swoją własną drogą.
Ale bliźni nie lubią, gdy
ktoś inną drogą pragnie iść,
wszyscy tu mówią o mnie źle
(z wyjątkiem niemych – normalna rzecz).
W narodowego święta dzień
ja w łóżku swoim smacznie śpię,
orkiestry dętej równy rytm
obcy jest wszystkim zmysłom mym.
Ja nie krzywdzę wszak spośród nich nikogo,
gdy nie klaszczę w takt fałszującym trąbom,
ale bliźni nie lubią, gdy
ktoś inną drogą pragnie iść,
palcem wskazują wszyscy mnie
(oprócz bezrękich – normalna rzecz).
Gdy widzę złodzieja, co z łupem swym
zmyka przed gliną, ile sił,
nogi mej ruch – i z pałką drab
już w pysku ma chodnika smak.
Żaden przecież ból dla ludzkości wszakże,
gdy ucieknie raz złodziej kilku jabłek,
ale bliźni nie lubią, gdy
ktoś inną drogą pragnie iść,
każdy się rzucić na mnie chce
(oprócz beznogich – normalna rzecz).
Prorokiem być nie trzeba więc,
by zgadnąć, co tu czeka mnie,
gdy znajdą odpowiedni sznur,
los przesądzony będzie mój.
Nie wiem tylko wciąż, po co tyle krzyku
o tę drogę, co nie wiedzie mnie do Rzymu.
Ale bliźni nie lubią, gdy
ktoś inną drogą pragnie iść,
jak dyndam, patrzeć przyjdą więc
(z wyjątkiem ślepych – normalna rzecz).[1]
1. |
Zespół Reprezentacyjny |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |