Zgłoszenie do artykułu: Małgośka

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Małgośka

Małgośka, szkoda łez

Małgośka 2000

Autor słów:

Osiecka, Agnieszka

Autor muzyki:

Gaertner, Katarzyna

Data powstania:

1973

Informacje

– „To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonymi, zielonymi bzami”? Nie, no z tego przeboju nie będzie. Poza tym wiesz, jak nie lubię pisać do żeńskich rymów. Musisz to zmienić.

– Ale jak?

– Skrócić. Na: „To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym, zielonym bzem”.

Taka mniej więcej rozmowa toczyła się latem 1972 r. na sopockim molo. Katarzyna GaertnerAgnieszka Osiecka, wybrały się nad morze, żeby zadać szyku (K. Geartner: Bardzo dobre wrażenie robiłyśmy, takie dwie postawne blondyny) i popracować. Dokładniej napisać coś dla Maryli Rodowicz. Osiecka była wtedy wpływową szefową Radiowego Studia Piosenki, a Gaertner skomponowała dla piosenkarki prawie cały repertuar na wydaną w 1972 r. płytę „Wyznanie”. Miałyśmy taki napęd, wspomina, że spotykałyśmy się i kombinowałyśmy bez przerwy repertuar.

Technologia pracy była taka, opowiada Maryla Rodowicz, że zabierałam gitarę i jechałam do Kaśki, na warszawskie Koło. Tam najpierw ona przez pół dnia coś pichciła, smażyła – weźmy konfitury, potem było jedzenie i pod wieczór zasiadałyśmy do roboty. Ona przy fortepianie, ja z tą gitarą. Taki bliski kontakt twórcy z wykonawcą, godziny wspólnych przymiarek, to jest idealny układ. No i z tą „Małgośką” też tak było. Piorunującego wrażenia na mnie nie zrobiła, a w dodatku Kasia uparła się, żeby utwór rozpoczynać taką dosyć skomplikowaną przygrywką. Jak się okazało genialną. Tyle, że ja, aż tak biegła w grze nie byłam i łamałam sobie palce, żeby się wyrobić. W każdym razie nagrałyśmy jakieś demo tej piosenki na kasetę. Miałam wtedy w Pradze narzeczonego Frania i jeździłam do niego jak najęta. Spędzałam w samochodzie dziesiątki godzin i słuchałam tej kasety.

Nie tylko słuchała, ale też miała pomysły. Na przykład na charakterystyczne zakończenie zwane codą. Po pauzie, na akordach z refrenu słyszymy rodzaj wokalizy. To pomysł piosenkarki, ochoczo zaakceptowany przez panią Gaertner.

Maryla: W pewnym momencie przestałam jeździć do Frania, bo przez dwa miesiące byliśmy razem. Załatwił mi trasę koncertową u siebie i nie musieliśmy się rozstawać. A tu zaczęły się naciski z Warszawy. Agnieszka chyba wiedziała, że to materiał na hit, bo popędzała Kaśkę w sprawie nagrania, a ta nękała mnie telefonami. Trochę trwało zanim trafiłam do studia na Myśliwieckiej. A tam kompozytorka, niezadowolona. Najpierw z muzyków, że nie takie tempo, potem z solistki, że za mało „murzyńska”.

K. Gaertner: Dobrze nie chcesz być murzynem, to wyobraź sobie że jesteś Mickiem Jaggerem, masz ryknąć. No to ona, chcąc być „bardziej murzyńska od murzyna” wrzasnęła, myśląc, że jak przeszarżuje to dam jej spokój, a ja na to: „O, i teraz to będzie hit”.

Tak było, potwierdza piosenkarka, Kaśka miała hopla na punkcie czarnej muzyki, ale tu miała rację. Kilka dni po tym jak piosenka znalazła się na antenie, spotkałam w telewizji kolegę z branży, a ten mówi: „Jak ty to zrobiłaś, że tak zachrypiałaś?” Gdyby wiedział, że to miało być trochę na złość.

Tak zwana „Cała Polska” miała nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć „Małgośkę” podczas Festiwalu Sopockiego w 1973 r. Zobaczyła i... oniemiała. Suknię zaprojektował Rafał Olbiński (dzisiejsza gwiazda światowego plakatu), zaś w Milanówku przeniesiono projekt na kupon najprawdziwszego jedwabiu. Kreacja była zniewalająca. Spódnica „bananowa” według aktualnej hipisowskiej mody, a na co drugim klinie napis „Małgośka”. No szał. Gdyby nie ten kostium (mam go do dzisiaj), wspominałabym ten festiwal jak najgorzej, mówi piosenkarka. Zerwałam z Franciszkiem, a w Sopocie występowałam z czeskimi gitarzystami, „jego” gitarzystami, którym w ramach zemsty kazał zepsuć mój występ. Więc gubili rytm, głupkowato się zachowywali, coś dogadywali. Pamiętam jednak aplauz publiczności. Piosenka się obroniła.

I to jeszcze jak. W plebiscycie na przebój powojennego 35-lecia zajęła pierwsze miejsce. Doczekała się nowych wersji, a także z biegiem lat, coraz bardziej rockowej aranżacji.

Nierozwiązana zostaje zagadka, dlaczego akurat Małgośka, a nie – powiedzmy – Maryśka? A może to tak naprawdę miała być Agnieszka? Jak powiedziała Hanna Bakuła, przyjaciółka poetki: To piosenka autobiograficzna, bo Agnieszka zawsze prosiła o miłość. Jak Małgośka[3].

Bibliografia