Wariant 1
StrzałkaNa manewry do San Marka
Przypłynęła marynarka,
przypłynęły liczne statki,
hen z dalekich, sinych mórz.
A że knajpa była sławna
u starego ojca Pawła,
więc tam spieszy pięciu chłopców z Albatrosa.
A ten pierwszy to był chudy,
a ten drugi miał łeb rudy,
a ten trzeci to tak lubił wódę chlać.
A ten czwarty był obdarty
i miał w górę nos zadarty,
i spryt, że mógł z czartem o swe życie grać.
A ten piąty był najmłodszy
i w miłości był najsłodszy.
I miał oczy jak diamenty czarne dwa.
Jasnowłosa, ciemnowłosa,
śni o chłopcach z Albatrosa,
z Albatrosa, bo tak statek ich się zwał.
A miał stary ojciec Paweł
córkę dziwnie niełaskawą,
piękną Kachnę; oczy jej błądziły w dal.
Aż pewnego dnia ujrzała,
strach powiedzieć: pokochała
wszystkich naraz pięciu chłopców z „Albatrosa”.
I pierwszego, co był chudy,
i drugiego, co był rudy,
i trzeciego, co tak wódę lubił chlać,
i czwartego, co obdarty,
co miał w górę nos zadarty
i spryt, że mógł z czartem o swe życie grać.
I piątego, co najmłodszy,
co w miłości był najsłodszy,
co miał oczy jak diamenty czarne dwa...
Kocha Kachna jasnowłosa
pięciu chłopców z „Albatrosa”,
z „Albatrosa”, bo tak statek ich się zwał.
Odpłynęli chłopcy nagle,
znikły w dali białe żagle,
płacze Kachna, morze gorzkie od jej łez...
A wtem z dala mkną sygnały,
że „Albatros” wpadł na skały
i zatonął wraz z załogą całą swą.
I z tym pierwszym, co był chudy,
i z tym drugim, co był rudy,
i z tym trzecim, co tak wódę lubił chlać,
i z tym czwartym, tym obdartym,
co miał w górę nos zadarty,
co mógł z czartem o swe życie w kości grać.
I z tym piątym, tym najmłodszym,
co w miłości był najsłodszy,
co miał oczy jak diamenty czarne dwa...
Płacze Kachna jasnowłosa
za chłopcami z „Albatrosa”,
z „Albatrosa”, bo tak statek ich się zwał...[1]
Wariant 2
StrzałkaNa manewry do Saint Marka
Przypłynęła marynarka,
Przypłynęła hen z dalekich, obcych mórz,
A że knajpa była sławna
U starego ojca Pawła,
Więc tam spieszy pięciu chłopców z „Albatrosa”.
I ten pierwszy, co był chudy...
I ten drugi, co był rudy,
I ten trzeci, co bez przerwy wódę chlał...
I ten czwarty, ten obdarty,
Co miał w górę nos zadarty,
Co mógł z czartem o swą duszę w kości grać!
I ten piąty, ten najmłodszy,
Co w miłości był najsłodszy,
Co miał oczy jak diamenty czarne dwa!
Pięciu dzielnych wilkołaków,
Z „Albatrosa” pięć chłopaków,
Z „Albatrosa”, bo tak statek ich się zwał!
A miał stary ojciec Paweł
Córkę dziwnie niełaskawą,
Piękną Lili, co nie chciała chłopców znać,
Aż pewnego dnia ujrzała,
Strach powiedzieć, pokochała
Wszystkich naraz pięciu chłopców z „Albatrosa”.
I pierwszego, co był chudy...
...
Kocha Lili złotowłosa
Pięciu chłopców z „Albatrosa”...
Z „Albatrosa”, bo tak statek ich się zwał!
Odpłynęli chłopcy nagle,
Znikły w dali białe żagle,
Płacze Lili, morze gorzkie od jej łez.
A wtem z dala mkną sygnały,
Że „Albatros” wpadł na skały,
Zatonęło pięciu chłopców z „Albatrosa”.
I ten pierwszy, co był chudy...
...
Płacze Lili złotowłosa
Za chłopcami z „Albatrosa”...
Z „Albatrosa”, bo tak statek ich się zwał![2]
1. |
Waśniewski Zbigniew, Kaszycki Jerzy, To idzie młodość: śpiewnik jednogłosowy, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1962, s. 194–196. |
2. |
Adrjański Zbigniew, Złota księga pieśni polskich: pieśni, gawędy, opowieści, Warszawa, Bellona, 1994, s. 329–331. |