Tytuł: |
Eli lama sabachtani |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1992 |
To ostatnie słowa wypowiedziane przez umierającego na krzyżu Chrystusa. Po polsku „Panie czemuś mnie opuścił”. Czyżby religijna pieśń trafiła na listy przebojów, skoro dziś o niej piszę? Na listy trafiła, ale to nie jest pieśń kościelna, to wielki przebój rockowego zespołu Wilki. O co chodzi? Proszę poczytać.
Roberta Gawlińskiego pamiętam jak przez mgłę z klubu „Stodoła”. Mieli tam za sceną taki mały pokoik gdzie ćwiczył zespół Madame. Nie zaglądałem do nich. Grali hałaśliwie, wykrzykując niby-punkowe teksty. Signum temporis.
Nie podobała mi się ta muzyka. Do czasu.
Andrzej Paweł Wojciechowski był szefem artystycznym wytwórni płytowej MJM. Na początku lat dziewięćdziesiątych mościli się na polskim rynku, a ja czasami zaglądałem do nich jadąc do domu bo miałem po drodze. No i kiedyś Andrzej w wielkim zaufaniu, ale też lekko rozgorączkowany poprosił, żebym posłuchał jego nowego odkrycia, zespołu Wilki. Piorunujące wrażenie miał zrobić utwór „Eli lama sabachtani”. I zrobił. Od tamtej pory jestem „ich”, choć tytuł wydał mi się jakiś dziwny. Nie wiedziałem, że to po hebrajsku i co znaczy.
Nie wiedziałby i jego twórca Robert Gawliński, gdyby nie jego przyjaźń z fotografikiem Adamem Pietrzakiem. Adaś był „zakręcony” na Pismo Święte – opowiada Robert, szukał tam znaku, przeczytał je z pięć razy, raz chyba nawet od końca. Był czas, że u nas mieszkał. Przegadywaliśmy długie godziny, on nawet zaraził mnie tym swoim mistycyzmem. I ja przeczytałem Biblię, były więc i dyskusje w stylu „a jak ty Robercie rozumiesz ostatnie słowa Chrystusa?” i tym podobne. W każdym razie ten temat został mi w głowie. Za jakieś dwa tygodnie zabrałem się do pisania tekstu. Pomyślałem, że fajnie byłoby tą sprawą poruszyć wyobraźnię innych ludzi. Takie wprost odniesienie do Biblii wydawało mi się nadużyciem. No to może historia wojenna? Poświęcenie siebie w akcie heroizmu? Miałem mnóstwo pomysłów, aż wreszcie jeden wydał mi się szczególnie atrakcyjny. Otóż o wiele bardziej poruszające jest wypowiedzenie tych słów w imię miłości. Utraconej miłości. Tekst miał być bardzo lakoniczny, każdy mógł dopasować sobie jakieś własne przemyślenia, ale, żeby jednak naprowadzić słuchacza na „moją ścieżkę” rozpoczynam go od słów„Z tobą odeszły anioły”.
Nasz artysta najpierw pisze muzykę, a dopiero potem opatruje ją tekstem. Inna rzecz, że do muzyki ma stosunek raczej niefrasobliwy. Ja nie komponuję, powiada, lepiej powiedzieć „układam” melodię. Jak chcę, żeby to był prosty rock and rollowy kawałek, no to wiadomo trzy akordy, G-dur, D-dur i A-dur, a jak mam chęć na coś ambitniejszego, to jakieś kwinty, septymy. Nigdy nie zapisuję swoich pomysłów. Uważam, że jeśli coś nie pozostanie mi w głowie, nie zapamiętam tego, to znaczy, że nie było warte zapamiętania.
Robert, jak wielu artystów lubi tworzyć w oparach, a dokładniej mówiąc w lekko zadymionej atmosferze. Nic wielkiego – zastrzega, co najwyżej jakaś samosiejka. No i w takich warunkach przyszedł mu do głowy refren. Wydał się na tyle atrakcyjny, że postanowił dopisać zwrotkę. Tak powstała melodia, miała poczekać na lepsze czasy. Był rok 1987, w życiu muzycznym Roberta Gawlińskiego czas efemerycznych zespołów, w życiu prywatnym małżeństwo, smakowanie nowej sytuacji, bogate życie uczuciowe i towarzyskie. I zbieranie sił, oraz pomysłów dla nowego projektu, który miał w 1991 r. zaistnieć jako Wilki. W tym też czasie powstała i nasza piosenka. Wcale wszakże nie w znanej dziś formie.
Pierwszą wersję, jeszcze z inną zwrotką i refrenem nagrywaliśmy w domowym studiu Piotrka Kokosińskiego – przypomina. Piotrka narzeczoną był, dziś nasz supereksportowy, mezzosopran. Kiedy spotkaliśmy się następnego dnia, usłyszałem pierwszą recenzję mojej piosenki. „Przez całą noc kochaliśmy się przy Eli lama...”
Mimo tak pochlebnej oceny Robert z tego nagrania zadowolony nie był. Utwór wydał mu się zbyt „ładny”, nie było w nim „pazura”, a ten przecież ma chwycić, szczególnie gdy wydaje się debiutancką płytę. Kompozytor uznał, że jest w nim zbyt mało swingu, zmienił tekst zwrotki na bardziej rytmiczny i zaprosił do nagrania jazzowych muzyków basistę Krzysztofa Ścierańskiego i perkusistę Marka Surzyna, a oni na swingu znali się świetnie. Powstała niepowtarzalna, przejmująca piosenka uhonorowana w lutym 1993 r. drugim miejscem na liście Trójki. To była trzecia perła w niedokończonym do dziś naszyjniku przebojów Wilków[3].
1. |
|
2. |
http://www.tekstowo.pl |
3. |
Halber, Adam |
4. |
http://www.angora.pl |