Koncert jesienny na dwa świerszcze

Zgłoszenie do artykułu: Koncert jesienny na dwa świerszcze

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Koncert jesienny na dwa świerszcze

Koncert jesienny

Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie

Autor słów:

Niżyński, Wojciech

Autor muzyki:

Knittel, Krzysztof

Data powstania:

1970

Informacje

Znali się jeszcze z liceum. Magda Umer śpiewała na szkolnych uroczystościach piosenki Okudżawy. Akompaniował jej starszy o dwa lata Krzysztof Knittel. Występy te obserwował Andrzej Woyciechowski (po latach założył Radio Zet), oraz między innymi ja. Kiedy kilka lat później Magda była już studentką polonistyki, Krzysztof warszawskiego konserwatorium, a Andrzej romanistyki, założyli kabaret Abakus, który po różnych perypetiach osiadł w klubie „Stodoła”. Knittel komponował muzykę, Woyciechowski opatrywał tekstami. Umer śpiewała, choć jak sama mówi, raczej nuciła. To z tamtego okresu pochodzą „Już szumią kasztany” czy „Jeśli myślisz”.

Teraz w naszym opowiadaniu pojawi się „ten czwarty”, z nieco innej bajki. Bo, ani nie z naszego liceum, ani nie ze „Stodoły”, ba z konkurencyjnych „Hybryd”. Nazywał się Wojciech Niżyński. Był studentem filozofii i szefem klubowego teatru, a także patronem działającego przy nim Studia Piosenki. Choć zajmowałem się dramatem – opowiada, to istnienie studia spowodowało, że zainteresowałem się troszkę inną dziedziną. Jako młody, wrażliwy człowiek pisałem także wiersze. Byłem pod wielkim wpływem Jerzego Harasymowicza (młodszym czytelnikom przypomnę, że Harasymowicz, był piewcą uroku Bieszczadów, a także twórcą określenia „kraina łagodności”, które potem stało się synonimem poezji śpiewanej – przyp. red.). No i pod tym wpływem, napisałem cały cykl wierszy, nazwijmy je, „połoninowych”. Tam przewijało się mnóstwo ziół wszelakich, piołunów, skrzypów i tym podobnych. Jeden z utworów tego cyklu nosił tytuł „Karnawał polnych chwastów” i był na tyle dobry, że nawet mi go gdzieś wydrukowano. Poza tym dwa takie harcersko-turystyczne moje teksty nagrały nawet Czerwone Gitary („W bursztynowym kręgu lata” i „Zanim zakwitną łąki” – przyp. red.)

Chociaż to niby konkurencja, udał się Wojciech Niżyński ze swoimi tekstami do „Stodoły”, a dokładniej do Krzysztofa Knittla.

To były czasy – śmieje się, kiedy nie przestrzegano tak rygorystycznie „barw klubowych”. Wybrałem Knittla, bo bardzo podobały mi się jego aranżacje. Te skrzypeczki, fleciki, fagot (tu trzeba zaznaczyć, że fagocistą był obdarzony fantastyczną vis comica, późniejszy solista filharmonii białostockiej. Karol Olszewski – przyp. red.). Co do umiejętności kompozytora nie miałem żadnych wątpliwości. Krzyśkowi najbardziej spodobał się, ten „Karnawał polnych chwastów”.

– Pomysł świetny – powiedział. Klimat też, ale to jest wiersz, trzeba z tego zrobić tekst piosenki. Wiesz zwrotka, refren, taka czytelna konstrukcja. No i te „skrzypy” nie do wyśpiewania.

Tak sobie myślę, że inny kompozytor nie przyjąłby tego tekstu. Tam były takie długie frazy, ciężko się do nich komponuje, ale Krzysio dał sobie z tym fantastycznie radę.

Jak bardzo? Opowiada Magda Umer:

Oni zdawali sobie sprawę z tego, że napisali coś wielkiego. W dodatku bardzo poetyckiego, klimatycznego. Ja nie wchodziłam w rachubę jako wykonawczyni. Zaproponowali „Koncert jesienny....”, Ewie Demarczyk, a kiedy ta go odrzuciła Zdzisławie Sośnickiej. Uważali, że to utwór na „duży głos”, a ja szepcząca te swoje bossa novy? No nie. Kiedy i tu propozycja nie została przyjęta zgłosili piosenkę do Opola ’70. Niestety. Komisja odrzuciła utwór.

„Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, pewnie tylko nam się wydaje, że to arcydzieło”, pomyśleli twórcy i skierowali wzrok ku niezawodnej interpretatorce twórczości Knittla, Magdzie Umer.

Kabaret „Stodoła” przy kompletach widowni dawał właśnie spektakl „O! Jak mi dobrze w pomarańczowym jest”. Magda spełniała w nim rolę lirycznego przerywnika, śpiewając nastrojowe piosenki. Dołożono więc i „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie”. Kabaret został zaproszony na FAM-ę do Świnoujścia, zaś w konkursie na najlepszą piosenkę zwyciężył, zgadli Państwo, „Koncert”. Nagrodą zaś był (tego już Państwo nie odgadną)... występ na przyszłorocznym festiwalu w Opolu. Historia zachichotała, a piosenka otrzymała w 1971 r. jedną z trzech głównych nagród.

Krzysztof Knittel dziś światowego formatu kompozytor muzyki poważnej przestał pisać piosenki, Wojciech Niżyński został jednym z twórców serialu „Klan”. Magda? Odnosi wielce należne jej sukcesy.

A u nas?

Za naszym oknem pada deszcz

Na piecu skrzypce stroi świerszcz[2].

Bibliografia