Ballada podwórzowa o przegranym Mussolińszczaku

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Był Mussolińszczak Benitem zwany,

odstawiał fason ważniakiem –

razem z Adolfem i faszystami

chciał zapanować nad światem.

O nim to właśnie jest ta opowieść,

bo wielka była tam draka –

kiedy przyleciał z Anglii bombowiec,

to wszystkim napędził stracha.

Żona Benicie robi rabany –

z talerzy skorupy lecą,

a dzieci płaczą: Tatuś kochany,

skończże, ach skończże z tą hecą

Benito krzyczy: Zwariuje z wamy!

Milczeć, bo zamknę do ula!

I złapał czapkie i trzasnął drzwiami

i zaraz leci do króla.

Królu, ach królu, co robić mamy,

bałagan rośnie co chwilę

wszystko w drebiezgi pójdzie z bombamy,

Churchill zabiera Cycylię.

A król go rugnął temy słowamy

i sklął jak jasna cholera –

Kiedyś, powiada, był taki cwany,

to idź się radzić Hitlera.

I zaraz za drzwi wypchnął Benita

i mówi: Żegnam się z panem.

Więc wziął przepustkie, trochie koryta –

i leci europlanem.

Adolf go słucha, widzi, że krewa,

że oś mu pęknąć gotowa –

niby całuje, niby się gniewa

i w te odzywa się słowa:

Drogi Benicie, sie nie rozczulaj,

O tobie, ach, nie zapomnę,

zabieraj wojsko, czołgi i króla

i dymaj prościutko do mnie.

Wraca Benito z nadzieją w oku,

a tu znów ogromna chryja –

nikt nie chce jechać z nim do Adolfa,

nie przetłomaczysz im nijak.

I król na niego, wojsko na niego,

żona na niego i dzieci,

wykołowały go na całego,

że nie wie sam, gdzie ma lecieć.

Wieje i wieje dniamy, nocamy,

cykorie kręcąc na pudy –

taki to koniec jest z faszystamy,

co nie słuchali się ludu[1], [2]