Wariant 1
StrzałkaNie tak in illo tempore bywało
Panie cześniku dawny mój sąsiedzie
Było dość złota, a wydatków mało,
Piliśmy własny miodek przy obiedzie.
Teraz choć w Gdańsku nie płaci pszenica,
Piją szampany i malagi sławne,
Ale też za to na dobrach szlachcica
Diabelnie ciężą te listy zastawne.
Miło to było widzieć ojcu, matce
Syna w kontuszu i w konfederatce,
Pas na nim lity, a przy boku szabla,
Wąs zawiesisty, mina czerstwa, diabła.
Teraz z laseczką idzie panicz młody,
Licznych słabości widać na nim ślady,
Ani nie poznać szewc czy wojewoda,
Obydwaj kuso, bo dziś taka moda.
Lepiej to zostać przy kontuszach było,
Kontusz polaka, a frak Niemca zdobi,
Z kontusza łatwo na frak wystarczało,
Lecz z fraka kontusz zje diabła, kto zrobi.
Dawniej wiedziano komu się ukłonić,
Pan szedł w kontuszu, a sługa w kubraku.
Teraz omyłki trudno się uchronić,
Bo pan i sługa obydwaj we fraku.
Gdzie się podziałaś polska gościnności,
Którą się nasi przodkowie szczycili?
Szczęśliwy szlachcic, gdy miał w domu gości,
Na klęczkach prosił, by jedli i pili.
Teraz gdy przyjdziesz, nigdzie nic nie dadzą,
A jeśli dadzą, to wypadek rzadki,
O różnych rzeczach do północy radzą,
W końcu ci dadzą szklaneczkę herbatki.[1]
Wariant 2
StrzałkaNie tak in ilo tempore bywało.
Panie Cześniku, dawny mój sąsiedzie,
Było dość złota, a wydatków mało,
Piliśmy własny miodek przy obiedzie.
Teraz, choć w Gdańsku nie płaci pszenica,
Piją szampana i madery sławne,
Ale też za to na dobrach szlachcica
Ciążą niezmiernie te listy zastawne.
Miłoż to było widzieć ojcu, matce
Syna w kontuszu i konfederatce,
Pas złotem lity, a u boku szabla,
Wąs zawiesisty, mina przy tym diabła.
Teraz młodzieniec jak chusteczka blady,
Licznych romansów widać po nim ślady,
Nie poznasz teraz szewc, czy wojewoda,
Obydwa kuso, bo dziś taka moda.
Dawniej wiedziano, komu się ukłonić,
Pan szedł w kontuszu, a sługa w kubraku,
Dzisiaj pomyłki trudno się uchronić,
Bo pan i sługa obydwaj we fraku.
Lepiej nam, bracia, przy kontuszu było,
Kontusz Polaka, frak Francuza zdobi,
Z kontusza na frak łatwo by starczyło,
Lecz z fraku kontusz, zje diabła, kto zrobi.
Gdzie się podziałaś polska gościnności,
Którą się nasi ojcowie szczycili,
Kontent był szlachcic, gdy miał dużo gości,
Prosił na klęczkach, by jedli i pili.
Teraz, gdy przyjdziesz, to ci nic nie dadzą!
A jeśli dadzą, to przypadek rzadki,
O ważnych rzeczach do północy radzą,
Wariant 3
StrzałkaNie tak in illo tempore bywało,
Panie Cześniku, dawny mój sąsiedzie.
Było dość złota, a wydatków mało,
Piliśmy własny miodek przy obiedzie.
Teraz choć w Gdańsku nie płaci pszenica,
Piją szampany i madery sławne,
Ale też za to na dobrach szlachcica
Przeważnie ciążą te listy zastawne.
Przyjemnie było widzieć ojcu matce,
Syna w kontuszu i konfederatce,
Pas złotem lity, a u boku szabla,
Wąs zawiesisty, mina przy tem diabla.
Teraz młodzieniec jak chusteczka blady,
Licznych romansów widać na nim ślady,
Nie poznasz teraz szewc, czy wojewoda,
Obydwaj kuso, bo dziś taka moda.
Dawniej wiedziano, komu się ukłonić,
Pan szedł w kontuszu, a sługa w kubraku,
Teraz omyłki trudno się uchronić,
Bo pan i sługa obydwaj we fraku.
Lepiej nam, bracia, przy kontuszu było,
Kontusz Polaka, zawój Turka zdobi,
Z kontusza na frak łatwo by starczyło,
Lecz z fraka kontusz, zje diabła, kto zrobi.
Gdzież się rudziałaś polska gościnności,
Którą się nasi ojcowie szczycili?
Kontent był szlachcica, gdy miał dużo gości,
Prosił na klęczkach, by jedli i pili.
Teraz gdzie przyjdziesz, to ci nic nie dadzą,
A jeśli dadzą, to wypadek rzadki,
O ważnych rzeczach do północy radzą,
Wreszcie podadzą szklaneczkę herbatki.[3]
Wariant 4
StrzałkaNie tak in illo tempore bywało,
mości cześniku, zacny mój sąsiedzie,
było dość złota, a wydatków mało,
piło się własny miodek przy obiedzie.
Teraz, choć w Gdańsku nie płaci pszenica,
piją szampany i malagi sławne,
ale też za to na dobrach szlachcica,
diabelnie ciążą te listy zastawne.
Miło to było widzieć ojcu, matce
syna w kontuszu i w konfederatce,
pas na nim lity, a przy boku szabla,
wąs zawiesisty, czerstwa mina diabla.
Teraz z laseczką idzie panicz blady,
licznych słabości widać na nim ślady.
Ani nie pozna - szewc, czy wojewoda,
obydwaj kuso, bo dziś taka moda.
Lepiej to zostać przy kontuszach było,
kontusz polaka, a frak Niemca zdobi.
Z kontusza łatwo na frak wystarczyło,
lecz z fraka kontusz zje diabła, kto zrobi.
Dawniej wiedziano, komu się ukłonić,
pan szedł w kontuszu, a sługa w kubraku.
Teraz omyłki trudno się uchronić,
bo pan i sługa obydwaj we fraku.
Gdzie się podziałaś, polska gościnności,
którą się nasi przodkowie szczycili.
Szczęśliwy szlachcic, gdy miał wiele gości,
na klęczkach prosił, by jedli i pili.
Teraz, gdy przyjdziesz, nigdzie nic nie dadzą,
a jeśli dadzą, to wypadek rzadki.
O różnych rzeczach do północy radzą,
w końcu ci dadzą szklaneczkę herbatki.[6]