Tytuł: |
Brzydcy |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1987 |
Co to się działo? Co się działo? (i nie jest to bynajmniej cytat z piosenki Wojciecha Młynarskiego Jesteśmy na wczasach). Otóż co to się działo, kiedy Grażyna Łobaszewska, artystka nieprzesadnej urody zaśpiewała, i to jak!, tę piosenkę. Zbladły Czas nas uczy pogody i Całkiem spokojnie wypijam trzecią kawę. Zbladły przy słowach brzydka ona, brzydki on, a taka ładna miłość. Dla mnie nie ma lepszej piosenki w repertuarze pani Grażyny. Piosenki autobiograficznej? Śpiewanej „ku pokrzepieniu”? Spróbujmy te sprawę wyjaśnić.
Jazzmani lubią swój gatunek bo można w nim zaszaleć, czytaj: improwizować. Czasami jednak bywa, że kilka taktów takiej improwizacji, albo choćby kilka nutek, wymyka się spod kontroli i przechodzi do zupełnie innej muzycznej szuflady stając się materiałem na... piosenkę. Wśród naszych muzyków jazzowych takie wypadki zdarzają się Włodzimierzowi Nahornemu, Januszowi Stroblowi i jednemu z bohaterów dzisiejszego opowiadania, Krzysztofowi Ścierańskiemu.
Był 1987 r. Grażyna Łobaszewska otrzymała propozycję nagrania albumu. Rozpoczęło się kompletowanie repertuaru.
Grażyna wiedziała, że oprócz jazzu jestem fanem muzyki soul, opowiada Ścierański, a ona takich klimatów właśnie szukała. Spytała więc, czy nie miałbym dla niej czegoś w tym stylu. Spotkaliśmy się, ja zagrałem jej kilka melodii i okazało się, że mam. Wybrała dwie kompozycje, ale jedną z nich jakoś szczególnie się zainteresowała.
Muzyka na płycie była dziełem różnych twórców, wspólnym mianownikiem miały być teksty jednego autora. Wybrano Jana Wołka.
I tak oto znaleźliśmy się na strychu wielkiej, starej kamienicy przy warszawskim Placu Trzech Krzyży, gdzie podówczas mieściła się pracownia poety.
Pamiętam moment, w którym się u mnie pojawiła, opowiada Janek. Przyjechała ze swoim nowym narzeczonym, muzykiem. Nie powinienem o tym mówić, ale przecież nie da się ukryć, że Grażyna jest osobą która pięknie śpiewa, ma naprawdę cudowny, czarny głos, który uwielbiam, ale umówmy się, nie jestem pewien czy by się zmieściła w pierwszej piątce Miss Polonia. Mogłaby się nie zmieścić. W dodatku ten jej narzeczony, który był świetnym muzykiem, też by się w pierwszej piątce konkursu urody nie zmieścił. Natomiast piękne było to, jak weszli. Dwoje ludzi o powiedzmy „niebanalnej” urodzie, tak czule trzymających się za ręce, tak ciepło okazujących sobie bliskość, tak jakoś jasno się zrobiło. Wyjęła taśmy z muzyką. Jako pierwszą nastawiła melodię, na której, widziałem to, wyraźnie jej zależy. Tak słuchałem tego, patrzałem na nich, na to świeżutkie uczucie, i już wiedziałem o czym będzie ta piosenka.
– Przyjdź jutro – powiedziałem
– Jak to jutro?
– No jutro tekst będzie gotowy.
Następnego dnia, znów trzymając się za ręce, para pojawiła się na strychu Jana Wołka. Ten, z dobrze ukrywanym zakłopotaniem zaśpiewał im piosenkę, bojąc się gwałtownej reakcji odrzucenia. I gwałtowna reakcja była. Łzy, dreszcz wzruszenia, gęsia skórka. Od razu zrozumieli i zaakceptowali przesłanie tekstu.
Te wszystkie uczucia słychać w nagraniu. Doszło do niego w radiowym studio na Myśliwieckiej. Pojawił się kompozytor z gitarą basową rozpoczęto pracę nad utworem. Rzadko się zdarza tak pracować, wspomina Krzysztof Ścierański, nagraliśmy raz, świetnie, „ale może spróbuję inaczej”, mówi Grażyna. Znów świetnie. I tak cztery razy. Każda wersja równie doskonała. Nie wiedzieliśmy, którą wybrać.
Przez skromność pomija własny wkład w nagranie. To jego pomysłem jest wyrafinowany wstęp i grany na basie jakby drugi głos towarzyszący wokalistce. Do tego rasowa, rockowa solówka gitarowa Ryszarda Sygitowicza i dostaliśmy ponadczasowy utwór, od którego nazwano cały album.
Wersji doczekał się licznych. Aktorskie wykonania Katarzyny Groniec i Justyny Szafran, duety: Kasi Wilk z Kubą Badachem oraz niezbyt udany Łobaszewskiej z Maciejem Maleńczukiem. Z nowości, finalistka programu „Jak oni śpiewają” Agnieszka Włodarczyk.
Na czym polega fenomen ten piosenki? Kompozytor wyjaśnia: „na jej prostocie”. Tylko z pozoru ma rację. Policzyłem. Całość, tak naprawdę, opiera się zaledwie na siedmiu dźwiękach. Tylko nie każdemu jest dany ten przebłysk geniuszu, żeby wiedzieć w jakiej kolejności je ustawić[2].
1. |
http://www.kppg.waw.pl/Strona%202019/sngPltX.php?utwor=24855 |
2. |
Halber, Adam |