Tytuł: |
Trzy, może nawet cztery dni |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1968 |
Ktokolwiek będąc pod Wielką Krokwią, albo przynajmniej oglądając skoki narciarskie w telewizji, szczególnie podczas gdy nasi rodacy święcą tryumfy musiał usłyszeć, albo może i osobiście w wielotysięcznym towarzystwie odśpiewać słowa „Zakopane, Zakopane, to znaczy tylko ja i ty…”. To miłe, że piosenka ta, mimo, że ma już dobrze ponad czterdzieści lat jest przypominana. Choćby i w takiej oryginalnej formie.
W 1968 r. szef Redakcji Filmowej Telewizji Polskiej Grzegorz Lasota złożył w Wytwórni Filmów Dokumentalnych zamówienie na półgodzinny film muzyczny. Obraz miał być ozdobą programu sylwestrowego. Reżyserię powierzono Stanisławowi Kokeszowi. Posiadał on już pewne doświadczenie, bowiem dwa lata wcześniej, także na potrzeby telewizji zrealizował film poświęcony duetowi fortepianowemu Marek i Wacek. Tym razem do roli gwiazd zaproszono ulubieńców młodzieżowej publiczności. Pretekst do ich pokazania stanowiła prościutka historyjka. Oto staromodnym samochodem, podąża w góry staromodny fotograf (w tej roli Bogumił Kobiela). Łapie gumę, wkoło biało i pusto, w oddali dostrzega światło jakiegoś domu. Okazuje się nim schronisko, w którym następuje spotkanie, czy może raczej „zderzenie” z grupą rozbawionych młodych ludzi. Owymi „ulubieńcami młodzieżowej publiczności” mieli być Skaldowie, Niebiesko-Czarni, Alibabki i Krystyna Konarska. Tyle scenariusz. Ale jak wiadomo, życie często zmienia gotowe scenariusze.
Maryla Rodowicz: Studiowałam wtedy w Akademii Wychowania Fizycznego. Właśnie w kostiumie do ćwiczeń brałam udział w zajęciach z gimnastyki, kiedy nadeszła wiadomość telefoniczna, że „studentka Rodowicz proszona jest do dziekanatu”. Tak mnie to poruszyło, że w tym kostiumie od razu pobiegłam do drugiego budynku, a tam, jak w amerykańskim filmie, czeka mnie informacja, że nadeszła propozycja, żebym ja, nieznana szerzej studentka zagrała w filmie muzycznym „Kulig” gdyż piosenkarka Krystyna Konarska wyjechała do Paryża i nie wraca, a tu już są napisane dla niej piosenki i nawet nagrane podkłady. Więc padło na mnie.
Określenie „szerzej nieznana” to nadmierna skromność. Rok wcześniej wygrała festiwal piosenki studenckiej w Krakowie i coś tam już nagrała dla Radiowego Studia Piosenki. Potwierdza to kompozytor Adam Sławiński, któremu powierzono opiekę muzyczną nad filmem. Nie miałem wielkiego wpływu na to co będzie śpiewane, ani jacy artyści zostaną zaproszeni do obsady. Poza jednym wyjątkiem. Kiedy okazało się, że nie będzie Krystyny Konarskiej i pilnie potrzebne jest zastępstwo powiedziałem o tym mojemu przyjacielowi Jankowi Borkowskiemu z „Trójki”. To on zaproponował Marylę, a ja ją zaprotegowałem. Zaakceptowano ją bez zastrzeżeń. Była śliczna, taka świeża, dziewczęca, no i dobrze śpiewała.
Z tym śpiewaniem wcale nie było tak łatwo. Miałam śpiewać trzy piosenki, opowiada Maryla. Niestety podkłady były nagrane dla Krystyny Konarskiej, w ogóle nie w mojej tonacji, ale tu już nie można było nic zmieniać. No więc szczęśliwa, że taka propozycja w ogóle mnie spotkała, nie dyskutowałam, tylko nagrałam to tak jak umiałam, i wyszło na to, że „Zakopane” śpiewam falsetem.
Adam Sławiński: Mój wpływ na repertuar był ograniczony. Ada Rusowicz i Skaldowie śpiewali po jednej już znanej piosence, choć głównie stawiano na propozycje nowe. Do tych nowych teksty napisał Andrzej Bianusz. Kompozytorzy je dostali i mieli napisać do nich muzykę. Andrzej Zieliński do „Z kopyta kulig rwie”, ja do „Trzy, może nawet cztery dni”. Nie ukrywam, że posłużyłem się najprostszym schematem, który francuscy klezmerzy nazywają „anatol”, czyli C-dur, a-moll, d-moll, G-dur7. I ta prosta harmonia chwyciła. Wiedziałem, że będą Alibabki, więc starannie zaaranżowałem chórek i okazało się, że refren jest tak chwytliwy, że postanowiliśmy od niego, czyli od „mocnego uderzenia” w słuchacza rozpocząć całą piosenkę. Naturalnie, miała ona nosić tytuł „Zakopane”, ale ówczesny ZAiKS nie zgadzał się rejestrować utworów zbytnio kojarzących się z innymi, więc musieliśmy „Zakopane” zmienić na „Trzy, może nawet cztery dni”.
Dla Maryli wszakże ta przygoda z piosenka wcale się nie zakończyła. Trzeba było zagrać w filmie. Od jednej koleżanki pożyczyłam sweter, od drugiej buty, ładne, ale za to filcowe i strasznie przemakały – wspomina. Pojechałam nocnym pociągiem i w ciemnościach przedzierałam się przez zaspy, w tych przemokniętych butach, za to z nartami na plecach, bo wiadomo, Zakopane. Ale później przez dwa tygodnie przebywałam w zupełnie odrealnionym świecie. Piosenki Adasia piękne. Zarówno, „Jeszcze zima” jak i „Trzy, może nawet…” nagrałam je już we właściwej tonacji z gitarzystami na swoją pierwszą płytę[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |