Tytuł: |
Nie bądź taki szybki Bill
|
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1965 |
Już drugi odcinek serialu „Wojna Domowa” przyniósł widzowi nie lada wstrząs. Zaczynał się bowiem, od brawurowo wykonywanej, przez nieznaną wtedy szerzej, atrakcyjną dziewczynę, piosenki. Utworu, który, powtarzany w trakcie filmu kilka razy, z dnia na dzień stał się przebojem. Przypomnę, że chodzi o przypowiastkę o tym, jak to główny bohater chce iść na koncert Simony Grabczyk, (gwiazdy „po sukcesach za granicą”), a tu ojciec stawia warunek. Okrutny warunek. Dostaniesz pieniądze na bilet, ale najpierw pójdziesz do fryzjera. Był 1965 r. i takie postawienie sprawy to był ordynarny szantaż.
Nie da się ukryć, że dla dobra dramaturgii, ów obiekt marzeń młodego człowieka musiał być naprawdę wart wielkich wyrzeczeń, zaś piosenka zdecydowanie big beatowa i porywająca. Jej autorzy bardzo sprostali wyśrubowanemu przez reżysera Jerzego Gruzę zadaniu.
Właśnie, autorzy. Tekst napisał Ludwik Jerzy Kern. Przez lata był redaktorem w „Przekroju”, gdzie także Mira Michałowska jako Maria Zientarowa drukowała opowiadanka, z których powstały książka i scenariusz do „Wojny domowej”. Ona także zarekomendowała Kerna twórcom serialu. O tej przygodzie pisze poeta w swojej książce „Abecadłowo” tak:
Po jakimś długim sylwestrze u literatów na Krupniczej wróciliśmy z żoną nad ranem do domu. Ledwośmy zasnęli rozdzwonił się dzwonek i rozszalał pies. Wstałem, chwiejnym krokiem poszedłem do przedpokoju i otworzyłem drzwi. Za drzwiami stał dosyć tęgawy pan zupełnie mi obcy. Był to Mieczysław Wajnberger, kierownik produkcji serialu „Wojna Domowa”. Przepraszał, że w Nowy Rok i o takiej porze, ale jedzie do Zakopanego i wstąpił aby mi wręczyć trzynaście teczek. Pan reżyser Gruza i pani Michałowska, autorka scenariusza zdecydowali, że to ja napiszę piosenki do serialu. A tych trzynaście teczek, to były scenariusze trzynastu odcinków. Ślicznie podziękowałem, pan Wajnberger się pożegnał, a ja wróciłem do noworocznego łóżka nie zdając sobie sprawy jaki w tym momencie zrobiłem dobry interes.
Muzykę do serialu napisał Jerzy Matuszkiewicz. Przyjaciel Gruzy z czasów studiów w łódzkiej Szkole Filmowej. Uczył się na wydziale operatorskim, ale znaczniejszą sławę zdobywał wtedy grając w zespole Melomani.
Kern uporał się z robotą dosyć szybko, opowiada, więc pisałem do gotowych tekstów. W sumie w filmie znalazło się pięć piosenek (do jednej słowa napisał Wojciech Młynarski, wrócimy jeszcze kiedyś do tej historii – Adam Halber). Gruza chciał już na początku podkreślić młodzieżowy charakter serialu, stąd zdecydował się od razu wprowadzić muzykę big beatową. Wydawało mi się, że im prościej napiszę tym lepiej. Więc bez wielkiego wysiłku skomponowałem melodię opartą na podstawowych akordach, silnie ją zrytmizuję, myślałem i będzie w sam raz.
Muzyka, która jak mówi kompozytor, miała być stylizowana na młodzieżową, okazała się być najprawdziwszej próby rock and rollem, ale dla pełnego efektu potrzebne było jeszcze autentyczne rock and rollowe wykonanie. Zgodnie ze scenariuszem musiała śpiewać dziewczyna. W tamtym czasie wybór był niewielki. Helena Majdaniec, Karin Stanek lub Kasia Sobczyk. Postawiono na tę ostatnią. Byłą wtedy szlagierową piosenkarką, mówi Jerzy Matuszkiewicz.
Ale to nie ją zobaczyli telewidzowie. Jerzy Gruza spytany dlaczego zaangażował Magdę Zawadzką, by z playbacku śpiewała głosem Kasi Sobczyk, powiedział to swoje „Pracuję z najlepszymi” i właściwie nie podjął dyskusji, w której argumentowałem, że Kasia była popularna, że byłoby bardziej autentycznie. Jeśli jednak dobrze obejrzeć odcinek „Bilet za fryzjera” decyzja reżysera wydaje się słuszna. Kasia Sobczyk przy całym swoim wdzięku i niewątpliwej urodzie nie byłaby aż takim obiektem westchnień, jakim była 21-letnia Magda Zawadzka. Niezwykle atrakcyjna, świetna ruchowo, przekonująca w swojej roli. Mistyfikacja udała się na tyle, że wielokrotnie proszono potem aktorkę by... zaśpiewała o Szybkim Billu.
Udała się ta piosenka także jej twórcom. Jeszcze raz Kern: ... w następnym roku (1966) dostaliśmy w Opolu pierwszą nagrodę... O ile pamiętam telewizyjny kasjer wypłacił nam po 5000 zł.
A potem pojawiły się tantiemy, które (zasłużenie) płyną już przez tyle lat. I jeszcze popłyną[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |
4. |
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.