Tytuł: |
Czas relaksu |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1974 |
Usiadłem na gitarze i ją połamałem, wspomina Andrzej Rybiński. Mieszkałem wtedy z Januszem Krukiem i on mi powiedział, że jest taka dziewczyna, która ma gitarę i nie za specjalnie na niej gra. Nazywała się Eliza Grochowiecka śpiewała wtedy w zespole Portrety Janusza Kępskiego i miała nawet spory przebój „Dobra miłość między nami”. Dopiero co przyjechałem z Łodzi, znałem w Warszawie mało osób, ale z rekomendacją Janusza poszedłem do niej, żeby tę gitarę pożyczyć. Na miejscu o dziwo spotkałem Zbysia Hołdysa, który zdaje się miał wobec Elizy poważne plany. Od słowa za słowa, coś tam sobie razem zaśpiewaliśmy i strasznie fajnie to zabrzmiało. Okazało się, że wszystkim nam zależało na tym żeby nie śpiewać zwykłych prostych układów, a jakieś ciekawe harmonie głosów. I to nam się właśnie udawało. Postanowiliśmy, że będziemy się spotykać i że może coś z tego wyjdzie.
Jak wiadomo wyszło. I zespół Andrzej i Eliza i śpiewające małżeństwo.
To poszukiwanie oryginalności i specyficznych brzmień doprowadziło do powstania całego łańcuszka przebojów. Wśród nich jest i piosenka Czas relaksu. Utwór z pozoru miły i prosty, ale wystarczy porozmawiać z wokalistami, żeby usłyszeć, że piosenka to trudna w interpretacji, wymagająca świetnego słuchu i dyscypliny głosowej. W dodatku, jakby na przekór zasadom muzyki folk, a taki uprawiali Andrzej i Eliza, mocno swingowa. Prawie słyszy się szczoteczki szurające o skórę werbla.
Nie byłoby „Czasu Relaksu”, gdyby nie przypadek, opowiada Andrzej Rybiński. Był 1974 r. kończyliśmy właśnie nagrywanie naszej drugiej płyty dla Polskich Nagrań. Miała nosić tytuł „Franciszek, Marianna i Inni...”, od utworu, który napisaliśmy z Bogdanem Olewiczem. W tamtym czasie dyrektorem artystycznym wytwórni był pewien kompozytor, który nie podpisał płyty do produkcji, jeśli nie znalazły się na niej co najmniej dwie jego kompozycje. Podobnie było z tym naszym „Franciszkiem, Marianną i inni”. Właśnie w trakcie naszych nagrań sprawa się wydała, wybuchła afera, pana zwolniono, a w Polskich Nagraniach postawiono szlaban na jego piosenki. Tak więc, nagle, zabrakło nam dwóch utworów. Trzeba było szybko coś wymyślić. Siedzimy więc na korytarzu studia przy Długiej, Boguś z notatnikiem, ja coś kombinuję z gitarą w ręce, niby przerwa, ale w powietrzu wyraźne napięcie. W pewnym momencie Boguś wyrywa kartkę z notesu, a tam są dwa słowa „czas relaksu”. To ja coś mruczę, „czas relaksu, relaksu to czas” i zaczyna nam się to rozwijać. On dopisuje kolejne linijki, ja dobieram akordy. Po kwadransie było po wszystkim. Przysłuchiwał się temu Rysiek Poznakowski, który gdy skończyliśmy, z tym swoim charakterystycznym „r”, zawyrokował „khhhhhhwa Panowie, żaden tam Fhhhanciszek, Mahhhhhhhianna i Inni”, płyta ma się nazywać „Czas Hhhhelaksu”, napisaliście przebój.
Na ogół jednak pośpiech jest złym doradcą. To co wśród dwunastu piosenek przemknęło gładko na płycie wzbudziło zastrzeżenia w Polskim Radio. Bo był wtedy zwyczaj, że oddzielnie dokonywało się nagrań na płytę i do radia. A tam jakiś nad-czujny dziennikarz pyta: panowie, o co tu chodzi jaki packard? Jakie Góry Skaliste? Co to za mrzonki o Ameryce?
Jakoś się jednak udało i już wkrótce piosenka zawładnęła uczuciami słuchaczy na tyle, że umieścili ją w kanonie najpopularniejszych polskich piosenek XX w. Może i dlatego, że w 1999 r., kiedy Andrzej Rybiński, po wielu latach przerwy nagrywał swoją nową płytę wymyślono, żeby przypomnieć go jakąś starą piosenką. Wtedy z pomocą przyszli koledzy. Powstał okazjonalny, Tercet Przyjacielski. Do kompozytora dołączyli Ryszard Rynkowski i Zbigniew Wodecki, by kolejnemu pokoleniu słuchaczy przedstawić cudną, swingującą apoteozę lenistwa[1].
1. |
Halber, Adam |