Dzięcioł i dziewczyna

Zgłoszenie do artykułu: Dzięcioł i dziewczyna

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Dzięcioł i dziewczyna

Autor słów:

Gałczyński, Konstanty Ildefons

Autor muzyki:

Sławiński, Adam

Data powstania:

1969

Informacje

Nie wiem czy dzisiejsi romantyczni młodzi ludzie sięgają jeszcze po poezje Tuwima, czy Gałczyńskiego. Bardziej podejrzewam ich o Bursę, Wojaczka, a najmłodszych może o Jasia Kapelę, ale „za moich czasów”… Za moich czasów czytywało się Skamandrytów, Pawlikowską-Jasnorzewską i przede wszystkim wspomnianego Mistrza Ildefonsa. Z tej miłości do poety powstała niejedna piosenka, a dzisiejsze opowiadanie będzie dotyczyć nie tyle piosenki, co… przeboju.

Adam Sławiński: kiedy studiowałem muzykologię, w połowie lat pięćdziesiątych zorganizowano nam objazd po krajowych scenach operowych. Tłukliśmy się pociągami po całej Polsce, no i oczywiście dla zabicia nudy jedni grali w karty, czy w szachy, inni zabawiali się rozmową, jeszcze inni zajmowali się lekturą. Szczególnie jedna z naszych koleżanek imieniem Natalia nie rozstawała się z tomikiem wierszy, z wielkim zapamiętaniem, go studiując. Zaintrygowani, bowiem czytelnictwo pochłaniało ją bez, reszty spytaliśmy wreszcie „Co ty tam czytasz Natalio?” – Gałczyńskiego odpowiedziała uśmiechnięta. Tak, ten obrazek zaczytanej Natalii, która chyba identyfikowała się ze „Srebrną Natalią” z wiersza, tak nas poruszył, że zrobiła się moda na Gałczyńskiego, z której mówiąc szczerze, do dziś nie wyrosłem (to prawda, nasza rozmowa była gęsto „inkrustowana” fragmentami poezji – przyp. red.).

Mój kontakt z poetą miał także aspekt, że tak powiem, metafizyczny. Po ukończeniu studiów, wynajmowałem na Pradze lokum u mojego kolegi Witka Sebyły. Jego ojciec Władysław, był poetą, zginął w Katyniu. No i podczas którejś rozmowy, pani Sebyłowa opowiedziała, że w pokoju, w którym mieszkam, odbywały się, zakrapiane, spotkania poetów, to znaczy jej męża i Mistrza Konstantego. Ta wiadomość, znacznie umocniła moje zainteresowanie jego poezją. Zresztą wiersze te dla mnie były jakimś rodzajem muzyki, układały się w melodię.

Przenieśmy się do 1969 r. Nasz bohater już nie mieszka w magicznym pokoju na Brzeskiej, a wręcz przeciwnie, w maleńkiej kawalerce, za to w Śródmieściu, naprzeciwko hotelu Grand. Przy łóżku, a jakże, tomik Gałczyńskiego, bowiem przyjemnie przed snem przenieść się w odrealniony świat wierszy.

No i wtedy, po raz pierwszy natknąłem się na ten utwór „to fajna taka satyra na premiera”, pomyślałem – wspomina kompozytor. I od razu przyszła mi do głowy melodia. Taka „ogólno wojskowa” z przytupem, troszkę przedwojenna, troszkę Poszla_Karolinka z transakcentacjami (to sztuczne przeniesienie akcentu z właściwej sylaby na inną. W „Karolince” śpiewa się „do Gogolina” – przyp. red.). Jednocześnie jednak zadałem sobie pytanie „czy to przejdzie?” i nie mając dobrej odpowiedzi położyłem się spać nie zanotowawszy żadnej nuty. Nazajutrz przyszła Maryla…

u na chwilę przerwijmy, tę opowieść, żeby przypomnieć, że Maryla Rodowicz, na początku kariery, w filmie „Kulig” zaśpiewała trzy piosenki skomponowane przez Adam Sławińskiego, z których „Zakopane”„Jeszcze zima” zdobyły spore powodzenie. Miała więc zaufanie do kompozytora. Wracajmy jednak do opowiadania Adama Sławińskiego.

Nazajutrz przyszła Maryla i pyta, czy czegoś bym dla niej nie miał. „Może bym i miał”, odpowiedziałem. Umówiliśmy się na spotkanie przy fortepianie w mieszkaniu państwa Wilczków, na ulicy Narbutta.

I tu rozmijają się relacje kompozytora i Maryli Rodowicz. Przyznam, że jej wersja wydaje się dużo bardziej atrakcyjna i to ją zdecydowałem się Państwu przedstawić.

Adaś mieszkał w jakiejś mikroskopijnej „kanciapie”, nie było tam miejsca na nic, tym bardziej na jakikolwiek instrument. W tym czasie spotykał się z Krysią Kisielewską, córką krytyka i kompozytora muzyki poważnej Stefana Kisielewskiego. W ich mieszkaniu oczywiście stał fortepian. Zostałam więc zaproszona do przyszłych teściów Adasia, ale ten krępował się w takiej „atmosferze” zagrać coś tak trywialnego, jak „dzięcioł w drzewo stukał”. Nie wiedząc jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji wydusił z siebie „przepraszam cię, będę grał cicho”.

Maryla wzięła tekst, przepisany na maszynie przez kompozytora, natychmiast, bez trudu zapamiętała melodię i tyle ją widziano.

Któregoś dnia, otwieram radio – wspomina kompozytor i słyszę moją piosenkę, ale za to w jakiej brawurowej oprawie? Otóż Maryla wzięła swoich gitarzystów, zatrudniła Asocjację Hagaw, do roli strażackiej orkiestry dętej, wymyśliła sobie sposób na taką pastiszową interpretację i z uznaniem mogę powiedzieć, że ta zaskakująca aranżacja jest jej autorstwa.

Piosenka przyniosła mi kilka satysfakcji. Po pierwsze to najłatwiej zarobione pieniądze w moim życiu, po drugie świadomość, że dopóki będą istnieli premierzy ten kawałek będzie grany. I słuchany[2].

Bibliografia

1. 

Wolański, Ryszard

2. 

Halber, Adam
Odpływają kawiarenki, „Angora” nr 17/2012, Wydawnictwo Westa-Druk, Łódź 2012.

3. 

http://www.angora.pl
Artykuł pochodzi z nr 17/2012.