Tytuł: |
Pierwszy siwy włos |
|
Siwy włos |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
Choć jeszcze niedawno wydawało się to nieprawdopodobne, młodzi artyści odkrywają na nowo... Mieczysława Fogga. Najpierw była grupa Cinq G, która na płycie „Fogga Ragga” przedstawiła szlagiery Mistrza w wersjach reggae, ostatnio zaś ukazał się album „Cafe Fogg” a na nim brawurowe, znacznie odbiegające od pierwowzoru, wykonania śpiewającej młodzieży Marysi Madowskiej, Miki Urbaniak, The Bumelants. Wykorzystajmy, to zainteresowanie, żeby opowiedzieć historię jednego z największych przebojów Fogga. Tylko czy na pewno jego...?
Profesor Henryk Jabłoński wtedy jeszcze nie był profesorem. Był dwudziestoczteroletnim absolwentem Polskiego Konserwatorium w Gdańsku kiedy wybuchła wojna i Wolne Miasto nazwano Danzig. Zamknięto polską rozgłośnię, w której Henio zdążył już się zadomowić i trzeba było szukać roboty. Grał więc przyszły profesor w dancingowych orkiestrach, a w wolnych chwilach, trzeba przyznać, że było ich w nadmiarze, komponował. Kiedy zużył już niewielki zapas papieru nutowego, zapisywał swoje pomysły na arkuszach szarego, pakowego papieru, na którym śliczna żona pieczołowicie ołówkiem kreśliła pięciolinie. Dorobek umieszczano w szufladzie kuchennego stołu. Z jednej strony kompozytor był płodny, z drugiej papier pakowy gruby, w każdym razie szuflada się zapełniła i nie mogła służyć swojemu pierwotnemu przeznaczeniu, czyli przechowywaniu łyżek, tłuczków, wałków. Henryk nie za bardzo przejmował się swoją twórczością, więc kiedy żona zaczęła narzekać na tę niewygodę, powiedział krótko spal to, po wojnie napiszę więcej i lepiej. No i pani Jabłońska spaliła te muzyczne szkice swojego męża. Ale nie wszystkie. Zanim trafiły do pieca, zostały starannie przegrane na lekko rozstrojonym domowym pianinie, a te które się wydały dobre, uniknęły stosu i zostały starannie schowane.
Po wojnie Henryk Jabłoński wrócił do gdańskiej rozgłośni. Był tam akompaniatorem. Gdzieś tak w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych z Warszawy przychodzi polecenie. Organizujemy konkurs na radiową piosenkę, wszystkie oddziały mają przysłać propozycje. Podpisano kierownik Działu Muzyki Lekkiej Polskiego Radia Władysław Szpilman. Szpilman był apodyktycznym, wymagającym szefem, trzęsącym wtedy polską rozrywką. Termin nadsyłania prac był bardzo krótki, a poleceń z centrali nikt wtedy nie śmiał lekceważyć. W Gdańsku padło na Henryk Jabłońskiego.
– Napiszcie coś, ale dobrego i szybko – wydał polecenie dyrektor rozgłośni.
I tu nie po raz pierwszy nieocenioną okazała się pani Jabłońska.
– Nie martw się Heniu, mam tu te twoje stare piosenki.
Wybrano jedną. Kierownik literacki gdańskiego radia napisał miły tekst, zatytułował go „Dziewczyna z tramwaju” i piosenkę wysłano do Warszawy. Po jakimś czasie, telefon. Piosenka zakwalifikowana do koncertu, pan Jabłoński proszony o przyjazd. Jakież było jego zdziwienie, kiedy przeczytał, że jego piosenka nazywa się teraz „Pierwszy siwy włos”, a śpiewać ją będzie Marta Mirska.
– Tekst był słaby, powiedział Szpilman, nie pasował do muzyki, poleciałem więc napisanie nowego. Zrobił to doświadczony tekściarz Kazimierz Winkler. Za to teraz nie pasuje on Marta Mirskiej, odmówiła śpiewania. Mówi, że to piosenka dla starszej piosenkarki. A ona co młoda? Ma już dobrze po trzydziestce. Poza tym musi zaśpiewać, bo program koncertu jest już wydrukowany.
Bo wtedy radiowe, nadawane na żywo koncerty traktowano niezwykle poważnie. Słuchała ich w niedzielne popołudnia cała Polska, a ich program podawały gazety. Nie chciała śpiewać Mirska, ale musiała. Stanęła więc przed orkiestrą Jana Cajmera, popłynął wstęp, a potem słodki alt piosenkarki babie lato wolno płynie... Spojrzała na widownię i wiedziała. Narodził się przebój. Ta widownia, tak oczarowana piosenką i wykonaniem domagała się bisów. No i Mirska bisowała. Czternaście, wyobrażacie sobie państwo, razy. Koncert szedł na żywo, widowni nie udało się okiełznać i tak cała Polska czternaście razy usłyszała spostrzegłam dzisiaj pierwszy siwy włos na twojej skroni. I miała swój przebój na następnych wiele lat.
Szpilman nie wybaczył jednak krnąbrnej piosenkarce. Polecił nagrać, co nie było wtedy w zwyczaju, tę samą piosenkę Mieczysławowi Foggowi. Fogg, to była megagwiazda i szybko to jego wykonanie stało się bardziej popularne od oryginału. Opowiadano, że w pewnej restauracji, podczas zakrapianej kolacji, Marta Mirska, a była bardzo porywczą osobą, miała się rzucić za Foggiem z nożem w ręce, przewracając stoły, krzesła, zrywając obrusy i tłukąc zastawę, ze słowami Ty (tu proszę sobie wstawić, co tam komu wyobraźnia podpowiada) ukradłeś mi piosenkę. Może i ukradł, ale ta kobieca wersja wydaje się być jakaś cieplejsza, bardziej romantyczna. No i gdyby nie te czternaście bisów nie wiadomo, czy byłoby co kraść[1].
1. |
Halber, Adam |
2. |
|
3. |