Wariant 1
StrzałkaWiatr wionął do mnie po pustym stepie,
I czarną ziemię w obłoki wzbił,
Tam śnieżny tuman rwie się i trzepie,
Jak huraganu rzęsisty pył.
Wśród tego stepu, wiatrami gnana,
Pędzi kibitka w zawiei świat,
I smutnie dzwonek jęczy co rana,
Jakby umarłym grobowy znak.
W kibitce widać postać młodzieńca,
Dumne, choć smutne spojrzenie miał,
Na twarzy widać ślady rumieńca,
Lecz i ten wkrótce już zgasnąć miał.
Na przedzie siedzi Moskal na straży,
Kajdany brzęczą u więźnia nóg,
Więzień był młodzian z Polski porwany
Za co i dokąd, wie tylko Bóg.
Wyjrzał z kibitki, potrząsnął głową,
Nie dbał, czy wzbudzi w Moskalu gniew,
I zwrócił twarz swą w stronę wschodową
I taki tęskny zanucił śpiew:
„Darmo, ach darmo zwracam swe oczy,
Próżną nadzieją łudzę się sam,
Tam kraj mój ginie w czarnej pomroce,
I już na zawsze stracić go mam.
Nigdy nie ujrzę mojej rodziny,
Ni ojca mego, ni matki mej,
Ani mej drogiej, lubej dziewczyny,
Nigdy, ach nigdy nie ujrzę jej.
Łotry mi skuli w kajdany dłonie,
Lecz serca mego nie zdolni skuć,
Zdejmcie kajdany, dajcie mi broni,
Ja was nauczę, jak wolność czuć.”[1]
Wariant 2
StrzałkaSzumny wiatr wionął po pustym stepie
I śnieżną zamieć w obłoki wzbił,
A mroźny tuman rwie się i trzepie,
Jak huraganu żałobny pył.
A po tym stepie pocztowa droga,
Jak szarfa, z srebrnych uwita nić,
Piekłem wyryta, czy z woli Boga,
Tego odgadnąć daremno chcieć.
A po tej drodze z wichrami fali
Pędzą kibitkę w odległy szlak
I dzwonek tylko słychać w oddali,
Jak pogrzebowy umarłych znak.
W kibitce widać postać młodzieńca,
Smutne, lecz dumne spojrzenie słał, –
Na twarzy jego był ślad rumieńca,
Lecz ten za chwilę już zniknąć miał.
Wyjrzał z kibitki, potrząsnął głową,
Nie dbał, że wzbudzi w żandarmie gniew, –
Oczy swe zwrócił w stronę stepową,
A pierś tęsknoty jęknęła śpiew:
Próżno na zachód łzą oczy zlane
Tęskne spojrzenia rzucają tam,
– Gdziem ja opuścił kraj mój kochany
I już na wieki żegnać go mam.
– Nie ujrzę więcej mojego sioła,
Rodziny mojej nie ujrzę, nie,
Ach, ani matki, mego anioła,
Nie ujrzę więcej, nie ujrzę, nie!
– O, luba, wspomnij sobie tę chwilę,
W której z twych objęć wydarto mnie!
O, luba, wspomnij, ileż łez, ile,
Ile, ach! oczy wylały twe!
– Łotry w kajdany skuli me dłonie,
Lecz wolnej duszy nie mogli skuć!
Zrzućcie kajdany! Ja się obronię,
Ja was nauczę, jak wolność czuć!
– Bywaj zdrów, kraju, Ojczyzno droga!
Ach, gdzież twa wolność, swoboda, gdzie?
Wszystko zostało w niewoli wroga!
Wariant 3
StrzałkaWiatr wionął szumiąc, po pustym stepie,
I śnieżną zamieć w obłoki wzbił.
/A mroźny tuman rwie się i trzepie,
Jakby kurhanu żałobny pył!/bis
Wśród tego stepu, wśród wiatrów fali
Pędzi kibitka w zawiły szlak
/I dzwonek smutnie jęczy z oddali,
Jak pogrzebowa ostatni znak./bis
W kibitce widać postać młodzieńca,
Dumne, choć smutne wejrzenie słał,
/Na twarzy blade ślady rumieńca,
Lecz i ten wkrótce już zniknąć miał./bis
Na przodzie siedzi Moskal zbrukany,
Kajdany brzęczą u więźnia nóg;
/Więzień był młody, lecz skąd porwany,
Za co i dokąd, wie tylko Bóg./bis
Wyjrzał z kibitki, potrząsnął głową,
Nie dbał, czy wzbudzi w Moskalu gniew,
/Oczy swe zwrócił w stronę wschodową
I taki tęskny zanucił śpiew./bis
„Próżno, ach próżno, zwracam swe oczy,
Próżną nadzieją łudzę się sam;
/Tam kraj mój ginie w mglistej pomroce,
A ja na zawsze stracić go mam./bis
Już ja nie ujrzę mojej rodziny,
Ni ojca mego, ni matki mej,
/Ani mej drogiej, lubej dziewczyny,
Nigdy, ach nigdy, nie ujrzę jej./bis
Łotry w kajdany skuli me dłonie,
Lecz wolnej duszy nie zdolni skuć;
/Zdejmcie kajdany, dajcie mi broni,
Ja was nauczę, jak wolność czuć!”/bis
Wstrząsnął okowy, szczękły kajdany,
Lecz głuchy tylko wydały brzęk;
/„Żegnam cię, Polsko, kraju kochany!”
To był ostatni wygnańca jęk!/bis[3]
Wariant 4
StrzałkaWiatr wionął do mnie po pustym stepie
I śnieżną zamieć w obłoki wzbił,
Tam śnieżny tuman rwie się i trzepie
Jak huraganu rzęsisty pył.
Wśród tego stepu, wiatrami gnana,
Pędzi kibitka w zawiei szlak
I smutno dźwięczy dzwonek co rana
Jakby umarłych grobowy znak.
W kibitce widać postać młodzieńca,
Dumne, choć smutne, spojrzenie słał,
Na twarzy widać ślady rumieńca,
Lecz i ten wkrótce już zginąć miał.
Na przedzie siedzi Moskal na straży,
Kajdany brzęczą u więźnia nóg,
Więzień był młodzian z Polski porwany,
Za co i dokąd, wie tylko Bóg.
Powstał z kibitki, potrząsnął głową,
Nie dbał, że wzbudzi w Moskalu gniew,
I zwrócił twarz swą w stronę zachodu,
I taki tęskny zanucił śpiew.
Darmo, ach, darmo, zwracam swe oczy,
Próżną nadzieją łudzę się sam,
Gdzie kraj mój ginie w czarnej pomroce,
Już go na zawsze utracić mam.
Nigdy nie ujrzę swojej rodziny,
Ni ojca mego, ni matki mej,
Ani mej drogiej, lubej dziewczyny,
Nigdy, ach, nigdy, nie ujrzę jej.
Łotry mi skuli w kajdany dłonie,
Lecz serca mego niezdolni skuć.
Zdejmcie kajdany, dajcie mi broni,
Ja was nauczę, jak wolność czuć![5]