Tytuł: |
Pogoda ducha |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1985 |
Ryszard Rynkowski komponował wyłącznie dla siebie, albo dla grupy VOX. Nie umiał, czy może po prostu nie chciał, napisać czegoś na zamówienie. Raz tylko jego piosenkę jako pierwsza nagrała Hanna Banaszak i zrobiła z niej jeden ze swoich największych przebojów. Jak do tego doszło? Skąd taki wyłom w przyjętej przez artystę zasadzie?
Początek lat siedemdziesiątych to dla mnie odkrywanie zupełnie nowych obszarów w muzyce – opowiada. Fascynacja Steviem Wonderem, zespołami Chicago, Blood Sweat and Tears, czy – trochę później– Earth Wind and Fire. Szczególnie ta ostatnia grupa to było i w dalszym ciągu jest dla mnie poruszające zjawisko. Przypomnę tylko, że VOX śpiewał nawet ich piosenkę „September” z polskim tekstem Grzegorza Wasowskiego. Nigdy nie ukrywałem, że kilka moich utworów powstało na skutek inspiracji muzyką z tamtego obszaru. Właśnie Wondera, Raya Charlesa no i oczywiście Earth Wind and Fire. W 1981 r. przygotowywaliśmy nasz drugi album. Napisałem prawie wszystkie zamieszczone tam piosenki, a nawet kilka ponad plan. Jedna była balladą wzorowana na utworze „After the Love Has Gone” z repertuaru EW&F. Udała mi się i, nie powiem, zaakceptowali ją także koledzy z zespołu. Okazało się jednak, że mamy już kilka wolnych kawałków i potrzebowaliśmy czegoś dynamicznego. Tak więc zrezygnowaliśmy z mojej kompozycji, ale w odróżnieniu od wielu innych, nie wylądowała ona w koszu, a w szufladzie, czekając na lepsze czasy.
Owe „lepsze czasy” miały nastąpić już wkrótce. Organizowano bowiem hucznie jubileusz działalności Estrady Poznańskiej. To była wtedy rozrywkowa potęga. Pod jej skrzydłami znalazły się gwiazdy tej miary co Krzysztof Krawczyk, Alex Band, VOX i Hanna Banaszak. To ona podczas tych obchodów przystąpiła do Ryśka Rynkowskiego i zdradziła mu w sekrecie, że otrzymała propozycję od CBS Nippon, na wydanie w Japonii angielskojęzycznej płyty i czy nie miałby czegoś dla niej. Wtedy nasz bohater zaprowadził piosenkarkę do garderoby gdzie stało pianino i zaśpiewał jej melodię, która miała co prawda czekać na „lepsze czasy”, ale sympatia do Hani spowodowała, że „może ją sobie wziąć”. Zaaranżowali całość „na jazzowo” Krzysztof Ścierański i Janusz Skowron zaś angielski tekst napisał profesor Jerzy Siemasz, anglista mocno zbliżony do branży rozrywkowej, popularny wśród piosenkarzy, którym pomagał szlifować akcent, tłumaczył teksty, a także sam je pisał.
Niestety do finalizacji umowy z Japończykami nie doszło i Hania Banaszak została z kilkoma piosenkami opatrzonymi angielskimi słowami.
Jak by napisał (to znaczy napisał w „Piotrze Płaksinie”) Julian Tuwim: zdarzenie błahe na pozór, niewarte aż poematu, lecz w konsekwencjach się stało główną przyczyną dramatu. A oto i on:
Zdecydowano, że część tych piosenek można nagrać, ale po polsku. Tu już prof. Siemasz był mniej przydatny, trzeba było poprosić o pomoc renomowanego zawodowca. Wybór padł na Magdę Czapińską. To ona była autorka słów do przebojowego „W moim magicznym domu” i nie mniej uroczej „Samby bez butów” z repertuaru Hanny Banaszak.
Zgłosił się do mnie menedżer z prywatnej wytwórni płytowej z dość atrakcyjną propozycją – opowiada poetka. Miałam napisać kilka tekstów na płytę Hani, którą planowano wydać w Polsce i na Zachodzie. Zdziwiło mnie tylko, że dostałam nie jakieś nagranie demo, czy zagraną na fortepianie prymkę, a gotowy podkład. Pierwszy raz miałam określone ramy, do których trzeba było dopasować tekst. No, bo nikt przecież playbacku nie będzie zmieniał. Mało tego, ja do tamtej pory pisałam wiersz, a dopiero potem ktoś dorabiał muzykę, tak więc wchodziłam na słabo mi znany grunt. Ale muzyka Rysia Rynkowskiego dawała tyle dobrej energii, tyle radości, optymizmu, że to „poniosło”. Mimo, że byłam wtedy mocno zapracowaną młoda psychoterapeutką, podjęłam wyzwanie, z zadania się wywiązałam, po czym okazało się, że… utwór jest już zarejestrowany w ZAiKS-ie, a jego autorem jest… Jerzy Siemasz. Moja „Pogoda ducha” może występować jedynie jako… tłumaczenie. Jakie tłumaczenie? To był mój oryginalny pomysł.
Zrobiła się kilkanaście lat trwająca awantura. Magda Czapińska nie zgodziła się na dopisanie jej jako współautorki i choć utwór bardzo popularny, często odtwarzany, zawsze oczekiwany na koncertach Hanny Banaszak, nie przynosił tantiem ani jej, ani profesorowi.
Że piosenka urocza, nie trzeba było przekonywać jej kompozytora. Umieścił ją na płycie wydanej z okazji dwudziestolecia działalności („jak on ją przerobił na męską wersję? – dziwi się życzliwie Magda Czapińska), bo jak mówi: pomyślałem sobie, że to jest ciepłe, pogodne wyznanie, które przekazuję jako stary, doświadczony człowiek, swojej młodej żonie[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |