Tytuł: |
Wypijmy za błędy |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1989 |
Po dramatycznym rozstaniu z grupą Vox Ryszard Rynkowski szukał nowego sposobu „na siebie”. Tym bardziej, że miał w branży kilku życzliwych przyjaciół, namawiających go na solowa karierę. On sam był na tyle zdesperowany, że postanowił spróbować, ale jeśliby nie wyszło, wróciłby do swojego podstawowego zawodu akompaniatora-korepetytora. Pierwsza próba odbyła się za sprawą dyrygenta Zbigniewa Górnego w poznańskim studio Polskiego Radia. Był rok 1987. Poszło nieźle, z muzyką wielkiego kłopotu nie było, bo przecież Rynkowski sam komponował. Gorzej było z tekstami. Nie odmówił współpracy niezawodny przyjaciel Marek Skolarski, ale zaistniała sytuacja dość niezręczna. „Skolar” był przecież ciągle jeszcze szefem Voxu i dla nich powinien pisać przede wszystkim. Rozpoczęło się lekkie rozglądanie za nowym autorem.
Pamiętam to spotkanie – wspomina Jacek Cygan. Na zapleczu Sali Kongresowej jest taki hol z półkulistym sklepieniem. Stoimy tam ze Staszkiem Sojką, a on już wtedy śpiewał moją piosenkę „Czas nas uczy pogody”, w oddali pojawia się Rysiek.
– O cześć Rysiu – mówi Staszek. To jest Jacek Cygan, mówiłeś, że chcesz go poznać. Pogadajcie sobie.
Pogadaliśmy o ewentualnej współpracy i zaprosiłem go do domu, abyśmy poznali się lepiej, a głównie byśmy wymyślili kim ten Nowy Rynkowski ma być.
Rozpoczęła się seria wieczorów kolacyjnych – opowiada Rysiek – gdzie było dużo rozmów. Rozmowa jedna, druga, trzecia, ja mówiłem, że wiem, kim już nie chcę być. Dość miałem tego podskakiwania, tańcowania, białych garniturów. W zespole byłem jednym z czterech, teraz miałem znaleźć się na scenie sam. Chciałem się jakoś ukryć, więc myślałem, najlepiej będzie skryć się za fortepianem. No i chciałem, żeby ludzie mnie słuchali.
Państwo Cyganowie długo dyskutowali, a w efekcie tych dyskusji powstała postać, która właściwie ukształtowała i do dziś kształtuje wizerunek artysty. Jej wizytówką była pierwsza wspólna piosenka Inny nie będę. Kompozycja Andrzeja Ellmanna. Zachęcony Jacek zaproponował, żeby przygotować jakąś piosenkę na festiwal opolski.
Lubię, jak jakiś twórca mnie inspiruje – mówi Ryszard Rynkowski. Któregoś dnia idę ulicą i słyszę utwór. Chyba Stevie Wonder – myślę, ale fajny kawałek. Później okazało się, że to Terence Trent D’Arby, piosenka „Sign your name”. O kurczę, chciałbym mieć coś podobnego. No i na tej podstawie powstała muzyka do „Wypijmy za błędy”. Żeby jeszcze bardziej zbliżyć się do ideału zaniosłem moją kompozycję i oryginalne nagranie Jarkowi Dobrzyńskiemu i mówię, „zrób mi podobną aranżację, z taką płynącą sekcją”, a on dosłownie spełnił moją prośbę, dziś to już mogę powiedzieć, sekcja rytmiczna jest skopiowana z oryginału jeden do jednego. Oczywiście melodię poprowadziłem według swojego pomysłu, a i tak okazało się, że pierwsze dwa takty są identyczne jak u Stinga. W każdym razie nie byłem tego świadomy, za to miałem pewność, że napisałem hit. Zaniosłem muzykę Jackowi.
Długo nie mogłem dać sobie rady z tekstem – opowiada Cygan, Jacek. Minęły dobre trzy miesiące jak Ryszard zostawił mi melodię, aż tu dowiaduję się, że w lutym 1989 r. nagrywa na Myśliwieckiej. Trzeba było coś wymyślić. Wymyśliłem więc pierwszą linijkę „czego może chcieć od życia taki gość jak ja”, zaniosłem mu to, a on tak patrzy na tę kartkę i mówi „k…wa. Mamy! Mamy!”. Radość ogólna, bo byli tam też i Lora Szafran i Mietek Szcześniak i jeszcze parę osób. Z dokończeniem miałem problem, napisałem parę wersji, po paru tygodniach przymiarek zdecydowałem się na refren „wypijmy za błędy, za błędy na górze”. W końcu całość wysłaliśmy do Opola i zostaliśmy zaproszeni.
Tekst był dosyć trudny w odbiorze. Powszechnie sądzono, że to rozrachunek artysty z poprzednim etapem życia, często płynącym z wartkim strumieniem C2H5OH. Autor twierdzi, że nic mu nie było wiadomo o powodach rozstania Ryśka z kolegami z Voxu, więc nie jest to prawda. Inna wersja mówiła, że to komentarz do sytuacji w Polsce. Przypomnijmy, było już po „Okrągłym stole”, a sam festiwal odbywał się po pierwszych wolnych wyborach. Może i tak, choć i tego autor nie potwierdza.
W każdym razie jest 23 czerwca 1989 r., koncert Premier. Rysiek nosi dwudniowy zarost, za kostium służy mu prochowiec a’la Humphrey Bogart, podniesiony kołnierz, do kompletu, wypożyczony z teatru im. Kochanowskiego, stylowy kapelusz. Jest przegranym facetem zastanawiającym się, co dalej? Jeszcze kilka chwil i wyjdzie na estradę, a tu jakby to było w scenariuszu zaczyna padać deszcz. Na prochowcu coraz większe plamy, krople spływają po kapeluszu. Scena jak z filmu. Wymarzony dodatek do klimatycznej piosenki.
Pierwsza nagroda!
Kurrrtyna! – (Figura stylistyczna. W Opolu, jak wiadomo kurtyny nie ma, ale powiedzmy, że to była kurtyna dżdżu i owacji)[2], [3].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |