Tytuł: |
Augustowskie noce |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1959 |
Twórcy piosenek mieli z Marią Koterbską słabo. Mimo oszałamiających sukcesów nie chciała przeprowadzić się do Warszawy przedkładając nad nią spokój Bielska Białej i ciepło rodzinnego domu, choć tak zwane Najwyższe Czynniki wabiły przydziałem na mieszkanie w stolicy. Owszem do Katowic jeszcze tak, stąd wieloletnia współpraca pani Marii z tamtejszą orkiestrą Jerzego Haralda. Nie było nawet kasetowych magnetofonów, żeby nagrać jakieś demo i przesłać do Bielska, śpiewanie czy granie przez telefon nie wchodziło w grę, żeby nie płoszyć gwiazdy. Toteż najskuteczniejszym wydawało się „polowanie” na piosenkarkę podczas jej wizyt w studio nagraniowym Polskiego Radia. Przekupując kogo się dało ustalano termin nagrania, którego potem strzeżono jak największej tajemnicy, żeby się konkurencja nie dowiedziała.
To było w 1959 r. – wspomina Maria Koterbska. Od razu zauważyłam, że za szybą w reżyserce kręci się jakichś dwóch mężczyzn, niebiorących udziału w nagraniu. Oho pomyślałam, przyszli z jakąś propozycją.
Jak się później okazało, przeczucie artystki, a może to wynik doświadczenia, nie zawiodło. Owymi mężczyznami byli Andrzej Tylczyński i Zbigniew Zapert. Autorzy tekstów. Rozmowę rozpoczęli od pytania
– Pani Mario, czy była pani kiedykolwiek na Mazurach?
– Niestety nie byłam, objechałam z teatrzykiem „Wagabunda” pół świata i prawie całą Polskę, ale nawet jeśli zahaczyliśmy o Mazury, to moja znajomość z nimi skończyła się na jakimś domu kultury.
– To szkoda, bo mamy dla Pani piosenkę o Mazurach, proszę spojrzeć oto tekst.
To nie był najlepszy sposób, żeby przekonać mnie do nowej pozycji w repertuarze – śmieje się pani Maria, ale ponieważ byli sympatyczni, pomyślałam, że co mi szkodzi, mogę zerknąć na ich dzieło. Od młodości, od czasów mojego teatralnego stażu przywiązywałam wielką wagę do słów. One w pewnym sensie narzucały interpretację. Jeśli dawały pole do popisu, „wchodziłam w to”. Tu w trzech zwrotkach zawierały cały ładunek pogody, wakacji, zapachu wody, a także widok tych nieznanych mi do tamtej pory Mazur. A już końcówka „kolorowy sierpień, naszym żaglem opięty”, toż to była czysta poezja. Oczywiście, że się zgodziłam.
Dla zachęty poinformowali mnie, ze muzykę napisała Franciszka Leszczyńska. I wtedy przypomniałam sobie, że kilka razy spotykałyśmy się, a to na radiowym korytarzu, a to w bufecie, raz nawet w gabinecie Władysława Szpilmana. Powiedziała mi kiedyś, że musi coś dla mnie napisać. Byłam przekonana, że komponuje wyłącznie piosenki dla dzieci. Toteż, kiedy panowie wymienili nazwisko „Leszczyńska” opadły mnie wątpliwości. Nie obserwowałam tak bardzo ze swojego Bielska branży muzycznej, toteż nie wiedziałam, że pani Franciszka pisała już dla wielu moich kolegów Janusza Gniatkowskiego, Marty Mirskiej, Wiery Gran, a nawet dla Miecia Fogga.
Wątpliwości miały Marię Koterbską opuścić, kiedy ktoś usiadł do fortepianu. Nie była to jednak kompozytorka, która oddała sprawę negocjacji w męskie ręce autorów tekstu.
Usłyszałam melodię i tak jak mam w zwyczaju od razu zaczęłam ją nucić – opowiada pani Maria. Muzyka wpadała w ucho, po zagraniu jednego taktu, kolejny był tak „oczywisty”, że melodia układała się sama. Czy wiedziałam, że to będzie przebój? Tego nigdy nie wie się do końca, wiele „pewniaków” z mojego repertuaru wypadało, ale w tym przypadku mógł być sukces. Dzięki prostemu, poetyckiemu tekstowi i tej wakacyjnej atmosferze.
Widząc, że artystka piosenkę „kupiła” i że świetnie sobie z nią radzi, ktoś w studiu spytał „No to kiedy to nagrywamy?”. „Spokojnie, najpierw muszę popracować nad tym z ojcem”. Trzeba bowiem wiedzieć, że przez lata mentorem pani Marii był jej tata Władysław Koterbski. Skrzypek, profesor krakowskiego konserwatorium, a także założyciel bielskiego Towarzystwa Teatru Polskiego. Zgodzą się Państwo, że z takim kwalifikacjami, mógł być konsultantem córki. W każdym razie konsultacje wypadły na tyle pomyślnie, że w 1959 r. Maria Koterbska nagrała Augustowskie noce z orkiestrą Edwarda Czernego, a radiowi redaktorzy zrobili z niej przebój wakacji. Cieszył się takim powodzeniem, że prawie równolegle pojawiła się w wykonaniu Hanny Rek. A już współcześnie włączyli ją do swojego repertuaru między innymi Kora i Czarno-Czarni.
Ta opowieść nie kończy się pełnym happy endem. Oto bowiem Roman Frankl w swojej książce „Karuzela mojego życia” poświęconej mamie, wśród „twórców i wykonawców aktywnie obecnych w karierze Marii Koterbskiej” nie wymienił Zbigniewa Zaperta. Ten napisał list z pretensjami, którym bardzo przejęła się gwiazda. Gdzie mogę staram się prostować tę nieścisłość – mówi. Jak pan będzie pisał, proszę to zaznaczyć.
Zaznaczyłem[1].
1. |
Halber, Adam |
2. |
http://www.kppg.waw.pl/Strona%202019/sngPltX.php?utwor=813 |